Dobry temat, ale od czego by tu zacząć?
Tamte czasy dla mnie to były przede wszystkim czasy odkrywania tych wszystkich cudów elektronicznej rozrywki. PlayStation to było zbawienie po przejściu z ery 2D, kiedy rodziców nie stać było na peceta

. Bo taka w sumie prawda - strzelam że spora część PSXowców tamtych czasów to były dzieci, które konsole dostawały w ramach rekompensaty za brak funduszy na Optimusa czy najzwyklejszego składaka

. I tak rodziła się ta fascynacja do gier, które były zupełnie inne niż na komputerach. To był taki naturalny przeskok z Pegasusa na coś co wyświetli 3D. Ten szał na "plejstejszon" roznosił się na szkolnych korytarzach jak wirus grypy albo innej świnki w sezonie (aczkolwiek ja wtedy marzyłem o Saturnie i Gameboyu)

. Kto nie miał konsoli, spędzał całe wieczory u kolegów. A kiedy wracało się do domu, wertowało się dziesiątki razy gazetki - NEO, potem Neo Plus, PSX Extreme, Playstation Plus (w tym magazynie publikowano tylko pełne opisy do gier, też się je czytało wyobrażając sobie grę). To był inny świat dla osób wychowanych na komodorkach (ja) i amigach. Albo ktoś w to wsiąkał, albo zostawał przy swoich komputerkach i ostatecznie lądował z IBM PC

.
To były też dzikie czasy piractwa. Mało kogo było stać na grę za dobrze ponad 200zł (tak, ceny w 1998 nie różniły się tak bardzo od dzisiejszych, zarobki za to były kilkukrotnie niższe). Także albo ciułało się na jakąś "platynę" za stówkę, albo kupowało Oficjalny Magazyn PlayStation, do którego dorzucano te piękne czarne płytki napakowane demami (co i tak było drogie, coś koło 25zł), albo szło się na giełdę i nawet nie tyle kupowało się gry (bo jedna płyta to było też kilkadziesiąt złotych) ale po prostu regularnie wymieniało za jakąś dyszkę.
Ja sam długo grywałem u kolegów. Moją ulubioną grą było Gran Turismo

. Miażdżył też Tekken, ale głównie ciągnęły mnie wyścigi. Pamiętam jak zmasakrował mnie Driver - można było rozbijać się po całym mieście! Za jRPGami nie przepadałem, nie podobało mi się ten pofragmentowany gameplay (tzn eksploracja sobie, walki sobie, latanie po overworld sobie), choć wtedy tego nie potrafiłem tak nazwać

. MGSa nie znałem na początku, objawił mi się dopiero pod koniec roku 2000 na swojej już konsoli. Pamiętam też hardkorowe granie w Tomb Raidera. Jeden z nas trzymał pada, drugi opis z PS+ na kolanach i wspólnymi siłami zaliczało się kolejne etapy w ukryciu przed rodzicami (kolega był świadkiem Jehowy, nie mógł grać w gry zawierające przemoc).
Swojego szaraka dostałem dopiero na 13 urodziny na początku 2000 roku. Posilony wiedzą z branżowych magazynów powiedziałem sobie, że piracił nie będę. I wyglądało to tak, że najpierw grałem w dema z pudła, btw do każdej konsoli było dodawane tzw "Demo 1", dzięki któremu można było sprawdzić aktualne hity z okresu, w którym wyszedł konkretny model konsoli. Potem kupiłem platynowe Gran Turismo i grałem ile mogłem. Ale w najfajniejsze rzeczy wciąż grałem u kolegów na ich piratach. Potem przyszedł czas wymienić GT na coś innego za parę dyszek. Jednak w jedynym sklepiku z grami w mieście Chrzanowie nie było nic dla mnie ciekawego (marzyłem o GTA, o Driverze, o TR). Prawie wyszedłem z pudełkiem z FFVII, ciekawe jak ukształtowałby się mój gust, gdybym się zdecydował

. Potem nastąpiła przeprowadzka, z kolegami straciłem kontakt. Jednak w nowej szkole też trafiłem na kilku maniaków PSXa, u których sprawdzałem piraciki. Jednak sam dalej trzymałem się swojego - grałem w dema, w jakieś pożyczane gry, nawet udało mi się kiedyś u pirata kupić oryginalne Fifę i Abe'a za małą kasę.
A potem się złamałem i świat najlepszych gier stanął przede mną otworem ;]. Nie było perspektyw na kasę na oryginalne gry... Zresztą to był czas, kiedy rozkręcało się PS2 i ja właściwie już tylko przebierałem w tym co wyszło, na nowe hitowe gry nie można było liczyć. I tak przegrałem parę lat - najwspanialszych growych lat. Później nastąpił już czas Dreamcasta (PS2 było drogie i nie miało gier) oraz peceta...