Zaliczone tytuły

Moderator: GM

Postprzez uci » Cz wrz 11, 08 13:23

no i dodali krew do piasku

ja miałem okazje zagrać w PoP'a od dwójki (ten pixel shader) po upgradzie kompa w 1 a potem na sam koniec w trójkę i tak jakoś w tej samej kolejności mi się podobały.
2 jest najmroczniejsza i chyba najtrudniejsza do przejścia, walk nie ma tak dużo jakby moglo się zdawać, a elementy zręcznościowe były naprawde świetne, choc ile tych piasków czasu mi na nich schodziło. Czasem to błagałem o to by w końcu pojawił się jakiś przeciwnik byle tylko zregenerować piasek.
Klasa samą w sobie był takze Dahaka i Stand Alone godsmacka w czasie spotkań z nim.
Ale co najważniejsze tutaj ksiąze nie ma żadnego sztyletu jako podst. broni.

Potem zagrałem w jedynkę, zmiana klimatów o 180 stopni, bajkowe klimaty jak z filmów disneya, a potem zaczynamy walkę, było ok, ale tak jakoś łatwiej niż w dwójce.

Co do trójki, to sam nie wiem, mroczny książę zbajkowiał (może to przez powrót do persji?) cesarzowa ginie na dzień dobry, księżniczka wymiata z łukiem az miło.
A potem znów dostajemy sztylet - jak ja tej broni nielubilem - a potem speed kille no i poczułem jak (teraz moge powiedzieć prawie jak w assassin creed) tenchu. Jakieś skradanie, zabijanie. Cały urok walk z WW gdzieś przepadł.
Jedynie co mi się podoało to dark pricne z jego biczem i walki z bossami, które dzięki speed killom zyskały na filmowości.
Ale znów ostatni boss... taki nijaki.
Jak w WW zagrałem drugi raz żeby zdobyć water sword i dobre zakończenie, tak już TTT już dałem sobie spokój.

wracając do farenhaita

No właśnie widziałem wszytskie Gitsy, MGSy itd. i mając wspomnienia z tamtych gier, sama geneza AI jakoś sama mi się nasuneła, nie widziałem nic dziwnego w tej postaci, nie była dla mnie dziwniejsza od pomarańczowego kręgu który pragnął władzy nad światem (to jest dopiero banalne, AI przynajmniej chciał zniszczyć ludzi by dac szanse swojemu gatunkowi).
Avatar użytkownika
uci
Uber Big Boss
 
Posty: 8409
Dołączył(a): Cz lut 23, 06 14:05
Czytam: MGS:Guns of the Patrits - Project Itoh

Postprzez MrPayne » Cz wrz 11, 08 20:11

"Trójka" miała pewnie trafiać do grup, którym podobała się jedna, a nie obie z gier. Ma dwie osobowości - brutalnego księcia ciemności z WW i prawego wojaka z SoT. Skradankowo-zręcznościowy system gry nawet przypadł mi do gustu, chociaż klimat bez dyskusji lepszy był w "dwójce" (choćby przez wspomnianego Godsmacka). Co kto lubi. Może WW ma lepszy design i pazur, ale TT ma naprawdę przyjemną, dającą dwie metody gry dynamikę. Chociaż te wyścigi rydwanów... Meh.
"I am the bone of my sword. Steel is my body, and fire is my blood. I have created over a thousand blades. Unknown to death.
Nor known to life. Have withstood pain to create many weapons. Yet, those hands will never hold anything. So as I pray... Unlimited Blade Works."

http://ja.gram.pl/MrPayne
Avatar użytkownika
MrPayne
Zanzibar
 
Posty: 278
Dołączył(a): Pn cze 09, 08 07:31
Lokalizacja: kościół na wzgórzu

Postprzez Sylvan Wielki » Cz wrz 11, 08 21:58

Ninja Gaiden 2 - pierwsza część jakoś nie zachwyciła mnie tak jak innych. Fakt, bardzo dobra gra, znakomicie wykonana, ale bez rewelacji . I na pewno nie tak trudna, jak trąbiono naokoło , bowiem 3/4 przeciwników da się notorycznie "flying cheap swallow" ubijać , podobnie jest z bossami. Tylko dwóch stawia większe opory by zabrać nam choć 1/4 energii a sam Evil Murai może nawet nam 4% nie skubnąć - oporni to - smok z 10tego rozdziału i Alma. Fakt, była irytująca ( rozmieszczenie CP ) , ale nie aż tak trudna jak pisano - nawet osoby, dla których x-box, był pierwszą konsolą , czy PCtowcy nie mieli specjalnych trudności.

Sequel jest w każdym stopniu lepszy i ciekawszy co warto zaznaczyć. Począwszy od samej dynamiki rozgrywki, poprzez starcia z bossami ( taki Genshin , czy Zedonius to klasa sama w sobie, niemal jak Berial w DMC4 ) a kończąc na samej mechanice - i braku konieczności w razie potknięcie , przechodzenia dużego wycinka areny.

Oprawa sama w sobie nie zachwyca ( jest efekciarsko, ale technicznie bez ochów ) a sfera audio do tuzów się nie zalicza , jednak sam pure gameplay , to wynagradza z nawiązką. Fakt, pasjonaci x360 upatrywali się kolejnego "musisz mieś, <kopie PS3>" ale się przeliczyli, takiego boomu jak na poprzedniczkę nie ma, choć jak dla mnie jest o klasę , dwie lepsza.

Grafika - 7, audio - 7, grywalność - 9 , ocena - 8.5
Obrazek
Avatar użytkownika
Sylvan Wielki
Mniejsza połówka "Myth busted"
 
Posty: 16777215
Dołączył(a): Śr wrz 10, 08 22:13

Postprzez uci » Pt wrz 12, 08 06:47

gdyby nie piaski czasu, to bym chyba wyinstalował Pop: TTT zaraz po pierwszym wyścigu rydwanów, normalnie tak mnie irytował tak ten element gry.
Bo w samej grze brakuje tylko tego pazura z dwójki, znów gdyby w WW kiedy biegamy "mrocznym" księciem zamaist miecza mielibyśmy bicz, to WW byłby juz dla mnie ideałem.
Avatar użytkownika
uci
Uber Big Boss
 
Posty: 8409
Dołączył(a): Cz lut 23, 06 14:05
Czytam: MGS:Guns of the Patrits - Project Itoh

Postprzez SALADYN » Pt wrz 12, 08 19:47

GUN

Gra dość mało znana mimo że bardzo dobra , w tym przypadku mamy doczynienia z free roamingową przygodówką z elementami strzelanki TPP i FPP , jest nawet nieco skradanki.

Obrazek

Jedną z jej największych zalet jest klimat westernu , dosłownie czułem się podczas grania jakbym oglądał jeden z klasycznych filmów które swego czasu emitowała TVP2 (i nadal emituje) podczas niedzielnego popołudnia.
Na tą niezwykłą otoczkę gra sobie zasłużyła głównie poważnym podejściem do scenariusza i muzyką bez której gra straciłaby wiele na klimacie.

Obrazek

W fabule nie uświadczysz żadnych zombie i wampirów (Darkwatch) czy innych nierealnych elementów.
Historia opowiada losy Coltona White'a którego ojciec ginie podczas napadu bandziorów na parowiec którym akurat płyneli, później dowiadujemy się że jego śmierć nie była przypadkowa a na deser Colton odkrywa że Ned nie był jego prawdziwym ojcem.
Do tego wszystkiego trzeba dorzucić całą gamę innych charyzmatycznych postaci , w tym byłego generała armii konfederatów Thomasa Magrudera i jego obsesje odnalezienia pewnej bogatej w złoża kopalni złota którą swego czasu odkryli konkwistadorzy i już mamy scenariusz który opiera się na dążeniu do poznania prawdy , zaprowadzenia porządku a także wyrówniania rachunków.
System gry bardzo przypomina GTA czy BULLY możemy się udać w dowolne miejsce na mapie (niezbyt rozległa miejscówka , mogła by być trochę większa) , pobawić się w szukanie złota , wykonać jakąś poboczną misje , zrobić w mieście rzeź (showdown) lub odeprzeć atak bandytów.
Misje aktywujemy udając się w zaznaczone na mapie miejsce i gadając z odpowiednią osobą a pomiędzy poszczególnymi zadaniami lub w czasie ich trwania można się przemieszczać na koniu (trzeba uważać żeby zwierzaka nie zajechać) który później staje się stałym elementem gry.
Wykonywanie zadanie również nadają grze klimatu że wspomne tylko o ochronie jadącego dyliżansu przed indianiami , atak z zasadzki na rebeliantów czy zdobywanie fortu razem z indianami , są jeszcze misje poboczne (zabawa w szeryfa , gra w pokera , łapanie przestępców żywych lub martwych , pomoc w zaganianiu bydła , polowanie z łukiem , czy dostarczanie paczek).

Obrazek

Bronie które pomogą nam wykonywać zadania dzielą się na rewolwery , strzelby , karabiny , broń miotaną czy meele. Strzelanie z tego oręża jest dość wygodne , korzystając z broni dalszego zasięgu możemy wycelować w trybie FPP i nawet się w nim poruszać.

Obrazek

Przy rewolwerach zastosowano dość fajny patent zwany Quick Draw. Jego aktywowanie powoduje włączenie się bullet time'a , czas znacznie spowalnia przechodzimy wtedy w FPP i można dokładnie przycelować w wrogi czerep. Dodatkową zaletą tego trybu jest nietykalność i brak konieczności przeładowywania (amunicja do rewolweru nigdy się nie kończy) , w ten sposób można łatwo przejść co większe zadymy , łatwiej się też strzela w lecące w twoim kierunku laski dynamitu.
Oczywiście nie można cały czas korzystać z tego udogodnienia , jest ono ograniczone specjalnym paskiem który napełniamy w miare eliminacji kolejnych wrogów.

Obrazek

Fajnym choć dość chorym patentem jest możliwość oskalpowania powalonego przeciwnika , szkoda tylko że autorzy nie przewidzieli jakiegoś bonusu za zebranie odpowiedniej liczby skalpów.

Wadą tej gry jest przede wszystkim krótki czas jaki można jej poświęcić (97% gry przy pierwszym podejściu po 12h) problemy z kolizją obiektów , dziwnie ruszający się bohater czy pustki panujące w mieście.
Grafika nie zachwyca ale również nie zaniża oceny jest po prostu fajna , problemem dla niektórych może być jej dostępność , gra otrzymała rating 18+ za brutalność która również ma swoje odzwierciedlenie w klimacie , w końcu nazwa dziki zachód nie wzieła się znikąd.

Obrazek

Podsumując gra dostaje mocne 8+
Polecam ją osobom które lubują się w klimatach westernów i gier pokroju GTA czy Canis Canem Edit.
Na koniec kilka trailerów ukazujących potencjał tego tytułu.
http://pl.youtube.com/watch?v=gIqP-eLsnNU
http://pl.youtube.com/watch?v=vIeMS-iRpn8
http://pl.youtube.com/watch?v=tD7z1KsgSDg
http://pl.youtube.com/watch?v=KUArZl2wMfg
http://pl.youtube.com/watch?v=x77JAwVGc2Q
http://pl.youtube.com/watch?v=A27x0gkAkGg
http://pl.youtube.com/watch?v=5fSMvKI6YEE
Avatar użytkownika
SALADYN
I was made to fight. I AM a gun
 
Posty: 10247
Dołączył(a): Cz maja 29, 08 09:53

Postprzez Gillian » Cz wrz 18, 08 14:51

Skończyłem wczoraj Broken Sword: The Sleeping Dragon. Prześwietna gra pełna inteligentnego humoru ; ). Wieczorem powinienem skrobnąć notkę na moim "gramie".


A po obejrzeniu (dopiero teraz) Making of Silent Hill 2 i przemyśleniu całej sprawy jestem zmuszony podnieść jej ocenę do pełnej 10. Mówiłem, że gra jednak nie jest dla mnie rewolucyjna, że rewolucją był SH. Jednak zmieniam zdanie - SH2 jest rewolucyjna, ale już nie pod względem samej mechaniki gry i sposobu straszenia gracza, które są właściwie identyczne jak w SH1. Rewolucją tutaj jest opowiedziana historia, pełna emocji, niedomówień. Nie jest tak prosta jak ta znana z jedynki. To już dużo bardziej złożona podróż w głąb ludzkiej psychiki. Sposób, w jaki na mnie oddziałuje, muszę uznać za rewolucyjny, jeśli chodzi o mój kontakt z elektroniczną rozrywką. Po prostu wstrząsający tytuł.

[ Dodano: Sob Wrz 20, 08 01:27 ]
[dopiero teraz... link: http://ja.gram.pl/twilitekid/25 ]


I guess... it's over then...

Zagrać w tę grę miałem ochotę odkąd się ukazała. Przeczytałem jakąś całkiem pochlebną recenzję i postanowiłem sobie, że kiedyś dam jej szansę. Akurat ostatnio cierpię na nadmiar schematów w grach video, ciągłe eliminowanie wrogów, walka o przetrwanie, strzelanie. Stwierdziłem, że potrzeba mi jakiejś odmiany. Dlatego przypomniała mi się ta gra - Broken Sword: The Sleeping Dragon.
Nadszedł idealny moment na jej wypróbowanie, z poprzednimi odsłonami serii miałem może zaledwie kilkunasto-kilkudziesięcio minutowy kontakt wieki temu u kolegi na jego PC. Wprawdzie The Shadow of the Templars i The Smoking Mirror ukazały się swego czasu na PSXie, ale jakoś mnie ominęły te gry, nie jestem nawet pewien, czy ukazały się w Europie.

[center]Obrazek[/center]
Trzecia część odeszła od standardów znanych z klasycznych przygodówek. Choć wciąż według mnie się do tej grupy gier zalicza. Nie mamy już do czynienia z pixel-huntingiem, natomiast możemy naturalnie poruszać postacią i, po podejściu do przedmiotów, wszelakie czynności wykonywać na nich przy pomocy przycisków geometrycznych. Takie rozwiązanie przypadło mi do gustu, jest szczególnie wygodne na konsoli, gdzie pewnie i tak nie zostałaby zaimplementowana możliwość korzystania myszki pod USB. Jakkolwiek gra, jak na konsolowe standardy, gdzie przygodówek jak na lekarstwo, jest dosyć nietypowa.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po jej uruchomieniu, to bardzo plastyczna grafika, jakby rysunkowa (nawiązanie do poprzedniczek) ale 3D i bez zastosowanego cell-shadingu. Jakkolwiek później się okazało, iż oprawa graficzna jest dość nierówna. Ogólnie z daleka wszystko wygląda ładnie, po zbliżeniach widzimy rozlazłe tekstury. Podobnie lokacje, jakie odwiedzimy - jedne, szczególnie te w scenerii nocnej i przykładowo Kongo, wypadają bardzo dobrze, inne, jak Paryż, może Glastonbury, niezwykle sztucznie. Hah, a okolice teatru w Paryżu przywodzą na myśl krakowski Kazimierz w pobliżu Wisły :). Ogólnie graficznie jest przyzwoicie i miejscami naprawdę uroczo. Muzyka to z pewnością jeden z ogromnych plusów tej gry. Wprawdzie melodie nie zapadły mi szczególnie w pamięć, ale tworzyły całkiem miły klimat i idealnie komponowały się z akcją. Za to voice acting i cała reszta dźwięków nieco odstaje. A raczej znów jest nierówno. Jeśli głos Georga jest rewelacyjny, a Nico również wypada bardzo dobrze, tak łamana angielszczyzno-francuszczyzna pobocznych postaci jest dla mnie raczej ciężkostrawna. W ogólnym rozrachunku muzyka nadrabia te braki i generalnie ocena jest bardziej niż pozytywna.

[center]Obrazek[/center]
Elementem, który rzuca się w oczy po grafice, jest rewelacyjny wprost humor! No były momenty, kiedy wręcz nie przestawałem się śmiać :). Przykład - George rozmawia z pewnym Irlandczykiem, który wymienia swych rodaków-wielkich poetów. Wtem George przerywa i dodaje: 'Bono' ;). Albo Nico rozmawia z pewną kobietą o jej mężu, o niej. Ta chwali się, że kiedyś była tancerką i ma nadzieję, że Nico nie jest śpiewaczką, bo te są najgorsze. Później nasza Francuzeczka wraca do kobiety i pyta o męża, bo chodzi o pewien samochód. Kobieta stwierdza, że mąż ją lata temu opuścił. Nico podejrzliwie: "Ze śpiewaczką?", kobieta zaskoczona: "Skąd wiedziałaś!?", Nico z ukrytą satysfakcją: "Lucky guess" :). Ciągłe potyczki słowne między francusko-amerykańskim duetem bohaterów, komentarze postaci w różnych sytuacjach. I jest to taki naprawdę inteligentny humor. Warto zagrać choćby z tego względu.

Fabuła nie jest tu może jakaś odkrywcza - klasyczna opowieść o tajemniczych siłach, Templariuszach, tajnych spiskach z morderstwem w tle i chęci zapanowania nad światem. A Nico i George z pomocą przyjaciół muszą powstrzymać szaleńca, podróżując przy okazji po całym świecie (zwiedzimy Kongo, Paryż, Pragę czy angielskie Glastonbury). Wszystko to jest podane w taki sposób, że nie męczy, postaci wydają się świetnie nakreślone, nieco przerysowane tam gdzie trzeba. No i ten humor. Powtórzę to - George wymiata, a aktor użyczający mu głosu dopełnia obraz tej postaci. Scenariusz mnie wciągnął, dawno nie czułem się ta uzależniony od opowiedzianej w grze historii. Wielki plus.

[center]Obrazek[/center]
Wspomniałem na początku, iż sposób, w jaki rozwiązano sterowanie bardzo mi odpowiadał. Pozwolił on też na wprowadzenie kilku zręcznościowych elementów. Ich liczbę można policzyć na palcach jednej ręki, więc nie są one uciążliwe, a miło urozmaicają rozgrywkę. Ciekawie wypadły również elementy skradankowe, jednak w pewnym momencie autorzy gry lekko z nimi przesadzili. Ostatnie wręcz irytują, szczególnie że po niepowodzeniu widzimy długi loading i gra cofa nas na początek sekwencji. A loadingi są potwornie długie. Wada spora, jednak nie przeszkadza tak bardzo, gdyż akcji w grze mało, gramy powoli i nie psuje to szczególnie odbioru. Jednak w przypadku powtarzania pewnych sekwencji można się zdenerwować. Poza tymi nietypowymi elementami mamy klasyczne zagadki, dopasowywanie przedmiotów, bieganie z nimi z miejsca na miejsce, kombinowanie. Podobały mi się momenty kiedy trzeba było przestawiać skrzynie, by gdzieś się dostać. Skrzynie są z reguły rozmieszczone na różnych poziomach, nie możemy ich podnieść wyżej ani zrzucić, więc trzeba się naprzesuwać i trochę pomyśleć, by otworzyć sobie drogę dalej. Jeden z moich ulubionych elementów gameplayu - było ich sporo, ale i tak czułem niedosyt.
Zagadki nie są szczególnie trudne, aczkolwiek w przypadku niektórych rozwiązanie okazuje się dość nietypowe. Najgorzej, kiedy nie przeszukało się skrupulatnie jakiegoś miejsca i później brakuje pewnego przedmiotu, by ruszyć grę dalej. Najpierw człowiek wkurza się, że wszystkie opcje mu się wyczerpały, a później rusza w poszukiwania. Z kolei czasami rozwiązanie jest tak proste, a kombinuje się niepotrzebnie na zapas. Kilka razy byłem naprawdę dumny, że jakiś motyw znany z filmów zadziałał, w jednym przypadku zaskoczyła mnie Nico, kiedy rozwiązanie jednej małej zagadki skomentowała tekstem w stylu: "Filmy jednak czegoś uczą". Ja ten sposób też znałem z jakiegoś filmu ;).

[center]Obrazek[/center]
Muszę przyznać, że Broken Sword: The Sleeping Dragon to jedna z najprzyjemniejszych moich nowych gier, jakie ukończyłem od dłuższego czasu. Bardzo klimatyczna opowieść, pełna znakomitego humoru. Tu na szczęście trzeba sporo pomyśleć, pokombinować. Nareszcie nie musiałem nikogo zabić, torować sobie drogi gnatem/mieczem/innym narzędziem siejącym pożogę. Wystarczy przestawić kilka skrzyń albo rozpuścić nieco wosku przy pomocy żarówki :). Wyższej oceny nie pozwalają mi wystawić wspomniane wcześniej wady - te loadingi czy niezbyt wyważona ilość nieco irytujących zabaw w Węża czy innego Rybaka. Poza tym zdarza się jakaś lekka desynchronizacja dźwięku z obrazem, zwłaszcza kiedy sporo się dzieje na ekranie. Wprowadza to trochę chaosu i burzy delikatnie klimat. No i ten paskudny miejscami voice acting oraz nierówna grafika. Grało się przyjemnie przez te co najmniej 15 godzin (szacunkowo, bo licznika żadnego tu nie ma, ale jestem przekonany, że grałem dłużej). Przez tydzień nie byłem w stanie odpalić niczego innego na więcej niż kilkadziesiąt minut, a poza kontaktem z Silent Hill 2 dawno nie uświadczyłem czegoś podobnego. Na koniec dodam, że pomimo identycznej oceny, dla mnie przy Śpiącym Smoku wymiękają wszelakie Kratosy i inne Residenty czwarte :).

[center]Grafika: 7; Dźwięk: 8; Ogółem: 8,5[/center]
Avatar użytkownika
Gillian
Uber Big Boss
 
Posty: 8740
Dołączył(a): Wt maja 08, 07 22:30

Postprzez SALADYN » Wt wrz 23, 08 22:34

RESIDENT EVIL 4

O tej grze powiedziano już bardzo wiele również na tym forum , przede wszystkim gra budzi kontrowersje , jedni uważaja ją za produkcje ponadczasową , rewolucyjną i wyznaczającą nowe trendy , drudzy za profanacje wspaniałego uniwersum stworzonego przez Capcom.

Obrazek

Ja bardziej przychylam się do tej pierwszej tezy z jednym ale , no bo popatrzcie orginalny widok z nad ramienia jest teraz wykorzystywany w prawie każdej grze gdzie posługujemy się bronią palną , nawet nasz ukochany MGS się nie oparł.

Obrazek

ALE moim zdaniem na tym kończą się innowacje jeśli chodzi o całokształt gier , w końcu były już gry z taka dozą akcji i QTE (np. God of War).
Jednak jeśli na ten tytuł spojrzy taki stary Residentowy wyjadacz/fan (czy jak tam chcecie mnie nazwać) jak ja to rewolucja rzeczywiście nastąpiła.
Brak powolnej rozgrywki , zamiast gnijących zwłok atakuje nas wściekły motłoch , amunicja nie jest już na wagę złota i nie ma cyrków kiedy mamy dwa naboje do shotguna na trzy lub cztery zombiaki.
Kamera w końcu została uwolniona i lokacje nie wgrywają się co chwila przy przechodzeniu przez drzwi , no i jest opcja continue zamiast zmuszać gracza do ponownego przechodzenia sporego kawałka gry od ostatniego save'a.
Wszystkie te zmiany mogą się wydawać kosmetyką a nie rewolucją , jednak biorąc pod uwagę fakt że wydano pięć podstawowych części serii praktycznie bez zmian do tego kilka odskoczni w postaci gun survivorów lub outbreaków to można uznać że właśnie takiej gry trzeba było w skostniałej i wciąż tkwiącej w przeszłości serii.
Mimo wszystko fajnie że poza tytułem zachowano pewne elementy z pierwszych części , są to między innymi znani nam z serii bohaterowie , roślinki które można łączyć , maszyny do pisania jako save point , tradycyjna ucieczka na tle wielkiej eksplozji no i bossowie przeobrażający się w potulne stworzonka (Saddler z okiem w paszczy kopie zadek).

Obrazek

Bossowie to również kwestia sporna , z jednej strony brak im charyzmy i bardzo przypominają pod wzgledem walki badguy'ów z MGS gdzie trudno ich rozwalić jednak gdy już znajdziesz sposób to walka jest dziecinnie prosta.
Bardzo zawiodłem się na Saddlerze , szczypałem się amunicją wiedząc że zaraz będe z nim walczył a tu po walce zostało mi tyle sprzętu że gdy zaczynałem gre po raz drugi z tego samego save'a to miałem spore ułatwienie. Za to Krauser to już inna bajka , w walce z nim trzeba się wykazać dobrym okiem , refleksem i zimną krwią , do tego walka odbywa się w klimatycznych ruinach i w kilku etapach , Krauser napsuł mi sporo krwi.

Obrazek

A skoro wspomniałem o poziomie trudności to easy od normal odróżnia tylko to że startujemy z shotgunem i pewną liczbą amunicji w plecaku , po zabitych przeciwnikach też zostaje jakoś więcej amunicji.
Gra robi się jednak zbyt łatwa przy drugim podejściu kiedy to można skorzystać z poprzedniego save'a , zaczynamy wtedy z wszystkim co do tej pory uzbieraliśmy , bardzo szybko również udało mi sie kupić Thompsona z nieskończonym ammo , przy tej spluwie właściwie nie potrzebujesz żadnej innej giwery nie licząć snajperki i okazjonalnie granatów.
Apropo broni , w grze jest ich całe mnóstwo od czterech rodzajów pistoletów i shotguna w trzech odmianach , przez snajperki , wyrzutnik min po RPG , do tego często trzeba je ulepszać żeby można było stawić czoła nowym silniejszym przeciwnikom. Chociaż po zakupie Chicago Typewriter cały ten arsenał staje się właściwie bezużyteczny.

Obrazek

Fabuła jest naiwna o czym już pewnie wiecie a muzyka nie wpada tak w ucho jak w poprzednich częściach zresztą występuje dość rzadko.
Do wad można dorzucić jeszcza brak możliwości zmiany broni w locie czy przeładowania jej w plecaku , do tego jeszcze bardzo przydała by się możliwość chodzenia podczas ostrzeliwania.

Obrazek

Ogólnie jestem bardzo zadowolony z tej gry , przy podstawowym scenariuszu Leona spędziłem 18h do tego z 7h przy dodatkowych pięciu misjach Ady Wong czyli Separate Ways (troche naciągany ten tryb ale i tak bardzo fajny) i z 4h zabawy przy znanych z GCN trybach Assigment Ada i Mercenaries , czyli łącznie 29h zabawy przy jednokrotnym przechodzeniu a właśnie zaliczam wszystko po raz trzeci.

Gra dostaje ode mnie mocne 9+ i bardzo proszę o nie dyskutowanie w tym temacie na temat mojej recenzji ponieważ tej grze poświęcono już osobny temat w pierdolniku.

Na koniec kilka filmików
Pierwszy trailer wersji z GCN.
Pierwszy trailer wersji z PS2.
Japoński trailer wersji z PS2.
Ciekawa reklama RE4 WII EDITION
Oficjalny zwiastun wersji z WII.
Sceny śmierci Leona , uwaga ostre !!!
Ciekawy błąd.
Ostatnio edytowano Śr wrz 24, 08 11:26 przez SALADYN, łącznie edytowano 2 razy
Avatar użytkownika
SALADYN
I was made to fight. I AM a gun
 
Posty: 10247
Dołączył(a): Cz maja 29, 08 09:53

Postprzez Gillian » Wt wrz 23, 08 23:28

SALADYN napisał(a):ALE moim zdaniem na tym kończą się innowacje jeśli chodzi o całokształt gier , w końcu były już gry z taka dozą akcji i QTE (np. God of War).

Hmm, akurat GoW i RE4 (na GCN) ukazały się w podobnym czasie (RE4 nawet ze 2 miesiące wcześniej), więc nie szukałbym u Kratosa inspiracji jeśli chodzi o QTE. Prawdą jest, że to Shenmue chyba najbardziej rozpowszechniło ten system.
Avatar użytkownika
Gillian
Uber Big Boss
 
Posty: 8740
Dołączył(a): Wt maja 08, 07 22:30

Postprzez SALADYN » Śr wrz 24, 08 09:55

Opisywałem wersje na PS2 , mało kto miał wogóle styczność z RE4 na GCN , poza tym chodziło mi o ogół gier.
Avatar użytkownika
SALADYN
I was made to fight. I AM a gun
 
Posty: 10247
Dołączył(a): Cz maja 29, 08 09:53

Postprzez kul2 » Śr wrz 24, 08 12:34

mało kto miał wogóle styczność z RE4 na GCN

Chyba troszeczke przesadzasz.

http://ir.capcom.co.jp/english/data/million.html

2mln na ps2 i 1,6mln na gc.
'Tak kompleksowe podejście do budowania społecznej odpowiedzialności obywateli za swój osobisty i grupowy wpływ na konieczność obniżenia emisji gazów cieplarnianych w tym CO2, jest przesłanką wysokiej efektywności uzyskanych efektów.'
Avatar użytkownika
kul2
Niewidzialna Armia
 
Posty: 2927
Dołączył(a): Śr lip 13, 05 17:55

Postprzez SALADYN » Śr wrz 24, 08 15:21

Może trochę tak ale jest to wniosek wyciągniety z doświadczenia , każdy mój znajomy który choć trochę gra na konsolach ma lub miał PS2 a GC co najwyżej oglądał za szybką w supermarkecie i nie miał zamiaru kupować konsoli tylko dla tych kilku gier które uważają za warte zagrania (teraz takie rozumowanie jest już przestarzałe ze wzgledu na cenę za jaką można nabyć ten sprzęt).
A te dane to chyba obejmują cały świat ?
Jeśli tak to nie ma co się dziwić bo w takiej ameryce nintendo zawsze miało i będzie mieć zagorzałą grupę fanów którzy utrzymują tą firmę na rynku.
Avatar użytkownika
SALADYN
I was made to fight. I AM a gun
 
Posty: 10247
Dołączył(a): Cz maja 29, 08 09:53

Postprzez Bizon » Śr wrz 24, 08 16:23

Moją reckę RE4 możecie przeczytać tutaj.
Nadal chętnie do niej siadam. Naprawdę ma w sobie pokłady grywalności (jeżeli kogoś gra nie odrzuci na początku)
https://www.youtube.com/user/BizonBlady
My mama said to get things done.
You'd better not mess with Major Tom...
Avatar użytkownika
Bizon
Rozwalił beton w drobny mak
 
Posty: 2045
Dołączył(a): Cz lut 23, 06 09:51

Postprzez SALADYN » Śr wrz 24, 08 16:47

Widze że mamy podobny gust :) szczególnie jeśli chodzi o sterowanie (ten nieszczęsny strafe i zmiana broni).

"Resident Evil 4" otworzył zupełnie nowy rozdział w serii. Zagorzali fani go za to znienawidzili, jednak znaleźli się ludzie, którzy uznali jego wyższość nad poprzedniczkami.


Tu się jednak nie zgodzę gdyż ja jestem takim fanem , wszystko zależy z jaką rezerwą podejdziesz do tej gry i czego się spodziewałeś po nowej części.
To nawet bardzo dobrze że postanowiono coś w końcu zmienić ("kto nie idzie naprzód ten się cofa") , mnie z poprzednich części brakowało tylko zombiaków i umbrelli.
Avatar użytkownika
SALADYN
I was made to fight. I AM a gun
 
Posty: 10247
Dołączył(a): Cz maja 29, 08 09:53

Postprzez Gillian » Śr wrz 24, 08 23:17

Moja recka RE4: http://ja.gram.pl/twilitekid/4

Recenzja człowieka, który trochę tam w życiu pograł, aczkolwiek obiektywnie patrząc - niewiele, w pewnym momencie, zdegustowany brakiem świeżości, stał się niedzielnym graczem na około półtora-dwa lata i w końcu powrócił do regularnej gry, a RE4 był jednym z pierwszych ukończonych tytułów po tym załamaniu : ).
Avatar użytkownika
Gillian
Uber Big Boss
 
Posty: 8740
Dołączył(a): Wt maja 08, 07 22:30

Postprzez Sylvan Wielki » Cz wrz 25, 08 21:56

Loki - najlepszy od czasów Diablo 2: LoD h'n's i zapewne do kolejnej odsłony , takowym pozostanie. Co by nie pisać, masz do wyboru jedna z 4 postaci a przed tobą 4 światy do zwiedzania (nordycki, egipski, aztecki oraz grecki). Kilkadziesiąt różnych zadań do wykonania. Cała gama możliwości. Co ciekawe, zdobywając kolejne poziomy zaawansowania oddajesz część twego poziomu doświadczenia jednemu z trzech bogów (ma to wpływ na umiejętności jakie posiadać chcesz). Czyli nomen omen wychodzi tego kilka razy więcej niż w Diable.

Na czym polega rozgrywka, nietrudno się domyślić, idąc do określonego celu ( czyt. udajemy się kogoś ubić najczęściej ) wybijamy setki przeciwników. A jest co. Bestiariusz jesz szalenie ciekawy i różnorodny. Samych przeciwników jest kilkaset. Od dziesiątek rodzajów szkieletów, poprzez przerośnięty zwierzyniec, ludzi , kończąc na wymyślnych stworach. Od groma jest również wszelakich sub-bossów a na końcu etapu czeka główny zły. Design urzeka.

Samych przedmiotów także jest od zatrzęsienia. Dzielą się na kilka grup a te na kolejne podgrupy. I tak mamy tu broń białą - wszelakie kije , nadziaki, włócznie, topory jedno i dwuręczne, młoty, miecze, gathlin guny .... ups, zagalopowałem się. Zbroje - hełmy, buty, rękawice, napierśniki , tarcze oraz kilka innych. Wszelakie runy, pierścienie, fiolki z napojami.

Bardzo sympatyczną opcja są tu .... usługi kowala. Może on powlec dana zbroję, wszczepić runy do danych przedmiotów i zmontować/rozmontować bronie by stworzyć potężniejsze. Oczywiście same przedmioty dzielą się na kilka rodzajów - zwykłe , magiczne jak i te boskie (wiecie , miecz +4 do szybkości ataku i -16 do obrony przed spamem ).

Grafika jest na wysokim poziomie, etap nordycki wydaje się nieco nieatrakcyjny, ale to przez stonowane barwy , im dalej tym ładniej. Na pochwałę zasługują zarówno efekty świetlne (postój w złotej zbroi przy płomieniu) jak i wykonanie przeciwników. Oprawa muzyczna jak i odgłosy walki są również miłe dla ucha.

Grywalność? Miłośników Diablo nie muszę zachęcać. Przeszedłem grę po 44godz. (i wybiciu kilkudziesięciu k przeciwników). Bawiąc się przy tym wybornie. Jedynym minusem jest to, iż generowane losowo kolejne odcinki drogi są powtarzalne.
Nie specjalnie podoba mi się tez podejście autorów do gracza. Otóż by zobaczyć prawdziwe zakończenie , należy na "Bóg" przejść grę. Są trzy poziomy trudności, musisz zaczynać od najniższego, to oczywiście robisz. Później już nie chciało mi się 2 x męczyć gry, stąd od razu przeskoczyłem na "Bóg". I bawiłem się w speed run - etapy które zajmowały mi uprzednio ok 4 godzin , teraz pokonywałem w 16min. Niestety z tym poziomem doświadczenia i broniami, nie da się nawet 14% energii głównym bossom zebrać. Stąd spasowałem .

Oczywiście jest i multi, jednak z braku czasu na tą formę rozrywki nie sprawdzałem - jednak rozmawiałem z kilkoma osobami i chwalą sobie go.

Ogólnie, dla miłośników tego typu gier (diablopodobnych) oraz mitologi skandynawskiej , pozycja obowiązkowa. Choć nawet jeśli nie wiesz kim był Fenrir, kogo Hajmdal zabije, kto to jest Surtr i co oznacza Ragnarok, będziesz się bawił znakomicie - a przynajmniej powinieneś.

grafika - 6
audio - 7
grywalność - 9
ocena - 8.5/10


FFTA2 - poprzedniczka (GBA) zjadła mi tyle baterii, że wyszły one drożej niż sama cena gry. Jak się bawiłem? Wspaniale. Kto grał w FFT i uważa ją za dobrą grę, przy sequelu się nie zawiedzie. DS dostał wspaniała grę.Ludzie piszą, że jest łatwa i infantylna. Faktycznie. Nie ma co w tych segmentach w ogóle nawet przyrównywać jej do FFT z PSX / PSP. Jest pociesznie i radośnie a przy tym barwnie i .... przyjemnie. Aż człowiek się odpręża. Tutaj nie ma Velius'a (uznawany za jednego z najtrudniejszych bossów w grach, choć tak na prawdę da się go ubić w dwóch rundach), nie ma jak w FFT torturowania więźniów, czy krwi sączącej się z pleców, po tym jak współpracownik nam ja wbił a sam napis game over jak zagości na ekraniku konsoli 4 razy , to bedzie to maksimum. Gra jest niezwykle uniwersalna.

Są nowe (trafione zresztą) patenty , niestety są i sędziowie , którzy tylko irytują - przykładowo zakazują używania mieczy, czy leczenia, lub tego i tego. Teoretycznie wprowadza to większe zacięcie taktyczne, w praktyce irytuje jednak.

Oprawa graficzna jest jedną z najbardziej okazałych na DS. Wszystko jest podobne do wersji z GBA jednak to pozory. Wystarczy rzucić co efektowniejsze czary z summonami na czele by widzieć różnice dosadnie. Muzyka jest infantylna, dźwięki walk to nie pierwsza klasa, jednak całość ma swój urok i nie przeszkadza.

Jeśli chodzi o grywalność, to obok Castlevanii, jest to jeden z moich ulubionych tytułów na DS. Gra wciąga, zapewnia ok 40 godzin wspaniałej zabawy, nie frustruje jest przy tym ciekawa dla oka i ucha. Fakt FFT jest lepsze, ale i FFTA2 to znakomita strategia turowa z elementami RPG, tudzież taktyczny RPG - zwał jak zwał.

grafika - 8
audio - 7
grywalność - 9
ocena - 8.5/10
Obrazek
Avatar użytkownika
Sylvan Wielki
Mniejsza połówka "Myth busted"
 
Posty: 16777215
Dołączył(a): Śr wrz 10, 08 22:13

Postprzez kotlet_schabowy » So wrz 27, 08 01:13

Ja krótko o skończonych ostatnio gierkach.

Halo : wychwalana, uznawana za przełomową, mnie zbytnio nie podjarała. Swego czasu nie skończyłem nawet dema, tak słaba ta strzelanina mi się wydawała. W końcu jednak, na spokojnie, postanowiłem "zmierzyć" się z, właściwie już, legendarną grą. Wypowiadam się tylko na temat single playera.
Halo kojarzy mi się niestety z jednym słowem : MONOTONIA ! Ja wiem, że to gra z 2001 roku, ale to nie znaczy, że mamy mieć, w obrębie danego etapu, po kilka razy takie same pomieszczenia, styl i cel zabawy. Urozmaiceniem, i to naprawdę dobrym, jest kierowanie pojazdami, ale to tylko epizody.
Kolejny minus : design. Ogólnie, jak większość z Was pewnie wie, Halo to reprezentant "kolorowego science fiction". Lasery, blastery, bohaterowie i przeciwnicy w kolorach tęczy itd. Niestety, do mnie to nie bardzo trafia. W ogóle projekty przeciwników są słabe, a Flood to całkowita porażka, na dodatek "zalatują" Half Lifem.

Jednak, co ciekawe, pomimo lekkiej nudy gra mnie wciągnęła. Ma coś, co sprawiło, że miałem ochotę dalej przez nią brnąć. Przyznam, że zaciekawił mnie wątek samego Halo, design tej miejscówki jest świetny (mam na myśli widoki pierścienia). Fabuła, niestety, nie okazała się zbyt ciekawa, a szkoda. Tak czy inaczej, prędzej czy później zamierzam popykać w kontynuację.
Gdybym miał oceniać sam single player, to wystawiłbym ocenę w okolicach 7/10.

Call of Duty 4 : tu natomiast gra, o której można wypowiadać się w samych superlatywach (znowu piszę tylko o single). Grafika miażdży, muzyka jest świetna, klimat wojenny niesamowity, szczególnie w misjach Marines. Kiedy usiadłem do COD4 na dłużej, to nawet historia bohaterów zaczęła mnie bardziej ciekawić.
Wszystko w tej grze jest świetne. Gameplay to czysty miód (choć przez dynamikę akcji można nie zwrócić uwagi na kilka elementów). Twórcy ciągle przedstawiają nam jakiś ciekawy pomysł. Nie ma miejsca na nudę. Gierka jest bardzo filmowa (świetnym przykładem są patenty w już pierwszej misji, na statku). Naprawdę, warto pograć, tym bardziej, że na nienajlepszych PC też ładnie śmiga.
Avatar użytkownika
kotlet_schabowy
Zanzibar
 
Posty: 500
Dołączył(a): Pt lip 15, 05 16:10
Lokalizacja: Kraków : Nowa Huta

Postprzez Sylvan Wielki » So wrz 27, 08 21:20

Kolejny minus : design. Ogólnie, jak większość z Was pewnie wie, Halo to reprezentant "kolorowego science fiction". Lasery, blastery, bohaterowie i przeciwnicy w kolorach tęczy itd. Niestety, do mnie to nie bardzo trafia. W ogóle projekty przeciwników są słabe, a Flood

Dokładnie za podobne słowa grand masta Blizz dal mi ban, bowiem stwierdził "kto nie wielbi Halo nie zna się na grach", a wystarczy napisać, że Halo ma taki a nie inny design (nie odpowiada ci, bo przecież może) a nie daj Bóg, że design KZ lepszy jest to lecisz bo ciężko jest gdy 3/4 userów to x boye. .... xD

kotlet_schabowy napisał(a):Call of Duty 4 : tu natomiast gra, o której można wypowiadać się w samych superlatywach (znowu piszę tylko o single). Grafika miażdży, muzyka jest świetna, klimat wojenny niesamowity,

Popieram z cała stanowczością. Oprawa to coś niebywałego (szczególnie jak grało się po premierze) a sam przebieg rozrywki.... fantastyczna sprawa. Nienużąca akcja non stop a co jakiś czas kapitalny przerywnik od typowych misji (pamiętny motyw w Czarnobylu, tudzież ostrzeliwanie wroga z helikoptera ).

Ze swojej strony dodam, że wracając z zakupów bawiłem się uroczo dzięki grze Wall*e. Co prawda przez skręcony palec łatwo nie było, jednak nie dajcie się zwieść pozorom, ta gra potrafi wciągnąć, a jak masz młodszą kuzynkę/siostrę to nie żadne GTA/GoW , tylko taką odprężającą pozycję.

I te baterie słoneczne ^^

Natomiast z Too Human udało mi się spędzić raptem 40min (tz. jak był w konsoli, bowiem pudełko towarzyszyło mi jakieś 4godz=) jednak coś mi się zdaje, że to obok Bioshock, będzie moja ulubiona pozycja na x360. Nie odpowiada mi takie przedstawienie całości w grach (bardzo łatwo z takiego sci-fi zrobić coś przejaskrawionego jak właśnie Halo ) poza tym tego typu tematyka bardziej mi pasuje do zatapiania typowego miecza +4 do bólu głowy w podbrzuszu jakiegoś organicznego stwora (jak w znakomitym Lokim) jednak tutaj się to nad wyraz dobrze sprawdza. Ach i jak Baldur wygląda....

A Spore tylko czeka....
Obrazek
Avatar użytkownika
Sylvan Wielki
Mniejsza połówka "Myth busted"
 
Posty: 16777215
Dołączył(a): Śr wrz 10, 08 22:13

Postprzez Gillian » N lis 16, 08 13:10

[ http://ja.gram.pl/twilitekid/28 ]

An offer you can(not) refuse.


Tym razem nie udało mi się ukończyć gry, ale chyba wystarczy mi tyle, ile grałem, by podzielić się kilkoma wrażeniami. Czasami tak jest, że coś wewnątrz mówi, że to wystarczy i kolejne próby dokończenia tytułu w rezultacie są tylko kilkuminutowym posiedzeniem przed konsolą, bo tak nudzi/denerwuje. A czasami po prostu nie widać sensu, by grać dalej. I tak jest w tym przypadku.

[center]Obrazek[/center]

The Godfather kupiłem może nieco "z głupa". Byłem zafascynowany dopiero co przeczytaną książką Mario Puzo. Interesowało mnie to, jak w grze zostaną przedstawione losy najsłynnejszej rodziny mafijnej. I niestety, powiem to na wstępie, zawiodłem się. O ile sama realizacja, podejście od strony czystej gry, zapowiadało się rewelacyjnie, tak oddanie akcji znanej z książki i filmów już za bardzo uderzyło w "ideał".

Zaczyna się naprawdę rewelacyjnie. Daje się graczowi wrażenie ogromnej swobody. Dla rozwiania wątpliwości - mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem gry typu "sand box". Czyli dowoloność wykonywania zadań, jak w GTA, inaczej niż w opisywanym ostatnio The Getaway. Na samym początku tworzymy swoją postać przy pomocy całkiem złożonego edytora, mamy też klasyczne zawiązanie akcji (motyw zemsty). Przedstawiona jest bardzo ciekawa perspektywa pnięcia się po mafijnej drabinie na sam szczyt. Zaczynamy jako chłopiec "na posyłki". Tu trzeba kogoś stłuc, tam odbić z rąk wrogiej rodziny jakiś sklep. Później dochodza poważniejsze zadania. Cieszy również fakt, iż perypetie rodziny Corleone obserwujemy z boku jako osoba mało ważna w rodzinie. Wykonujemy zadania, o których jest mowa w książce/filmie, ale nie jest ukazana ich realizacja. Niejako wspieramy naszymi działaniami akcję dzieł Puzo i Coppoli. Uzupełniamy ją.

[center]Obrazek[/center]

Sam gameplay jest podzielony jakby na dwa tory. W jednym mamy pewną swobodę działania - przejmujemy interesy na własną rękę - sklepiki, magazyny. Wykonujemy też morderstwa na zlecenia. To jest nasze główne źródło utrzymania. Działamy niczym prawdziwy mafiozo. Bardzo mi się ten motyw spodobał. Znakomite rozwinięcie tego, co nieśmiało rozpoczeło się kilka lat wcześniej w serii GTA, a co nie zostało tam należycie pociągnięte. Tu patent ten stanowi jeden z członów rozgrywki. I byłoby fajnie, gdyby te mini-misje były jakoś urozmaicone. A tak bardzo szybko wygrywa monotonia i już się zwyczajnie nie chce ciągnąć tego dalej. Jakkolwiek zamysł ciekawy. Chciałbym też, żeby ta nasza działalność miała nieco większy wpływ na naszą mafijną karierę, na to, co się dookoła dzieje.

Drugi człon to wątek fabularny. I tutaj mam wiele zastrzeżeń. Gra miejscami jest wręcz sprzeczna z tym, co czytaliśmy w książce! A nawet jest sprzeczna ze sposobami działania mafii, honorem, zasadami... Ja wiem, że tytuł ten miał być z założenia strzelanką. Szkoda, można było zrobić coś ambitniejszego. Nawet Coppola ubolewał nad faktem, iż wynikiem końcowym growego projektu był tak bezmyślny produkt. No bo kurde, gdyby rzeczywiście rodziny pozwalały sobie na sianie takiej pożogi wśród swoich ludzi, mielibyśmy ciągłą wojnę na pełnych obrotach! W każdej misji ginie wiele osób, całkiem niepotrzebnie. Gdzież ten szacunek? "Śmierć za śmierć"?

Dobiła mnie totalnie jedna sytuacja. Zespoiluję teraz, więc ostrzegam. Postrzelenie Dona. W książce zostało opisane wszystko ładnie, że zabójcy oddali kilka strzałów i ulotnili się. Normalne postępowanie, nikt nie wzbudza sensacji, odchodzi, nie zwraca jeszcze bardziej na siebie uwagi. Tak jest we wszystkich filmach i książkach o mafii. Fredo z kolei zupełnie spanikował, był w szoku. A w grze są następujące rodzynki. Akurat sobie jesteśmy w okolicy tego zdarzenia. Zabójcy strzelają, odchodzą i przyjeżdza karetka. Ni z tego ni z owego Fredo całkiem spokojnie prosi, byśmy jechali za nią. Po co? Nie wiadomo. Jedziemy. Oczywiście dołącza się szereg samochodów Tattagliów w pościg (akurat wiemy, kto jest kto, bo każda rodzina ma swój markowy kolor garniaków; szkoda tylko że zieleń, czerwień czy pomarańcz niezbyt komponują się z klimatem przełomu lat 40 i 50). Czyli jeden absurd - wiemy, kto to zrobił. Oczywiście pionki wrogiej rodziny chcą dobić Dona. Drugi absurd - przecież Sollozzo był przekonany, że Vito nie żyje. Po co dobijać trupa? I tak jedziemy, uważamy na karetkę, żeby Don nam w niej nie umarł. Nagle oponenci ustawiają blokadę na moście. Zatrzymujemy się i nie wiadomo, co robić. Wszyscy stoją. Okazuje się, że trzeba przesłuchać członka Tattagliów, by zapytać o szczegóły. Kolejny absurd - przecież wiadomo, że Tattagliowie stoją za zamachem, skoro chcą Dona dobić. No żenada. Wszyscy narobili tylko szumu wokół. Z całej akcji wynika tylko tyle, że wszyscy wiedzą kto chciał zabić starego, wszyscy wiedzą, że Vito jeszcze żyje. Tylko szkoda, że później akcja idzie dalej książkowym tokiem. Czyli nikt nic nie wie. Żenada.

[center]Obrazek[/center]

Sama realizacja jest w porządku. Widać, że twórcy napracowali się nad odtworzeniem klimatu filmu. Mamy oryginalnych aktorów przeniesionych w świat gry, kilka głosów (bo niektóre "nie żyją", choćby Marlon Brando musiał być zastąpiony, gdyż umarł w trakcie trwania prac nad grą; jakkolwiek ciężko dostrzec różnicę). Boli brak głosu i twarzy Ala Pacino, ale aktor jakoś nie był przekonany do przenoszenia swoich filmów na ekrany monitorów. Zresztą i tak zgodził się już na pracę przy Scarface. Niektóre kwestie są wypowiadane sztucznie, ale ogólnie dźwięk na plus. Motywy muzyczne są, klimat jest. Graficznie nieco biednie, cała uwaga została skupiona na idealnej digitalizacji twarzy aktorów, co akurat wyszło rewelacyjnie. Kolorystyka bardzo dobra. Miasto jest niestety kiepskie. Przypomina nieco te znane z Drivera 2. A to przecież nie ta generacja konsol! Do GTA się nie umywa, ale to oczywiste akurat. Właściwie mamy tylko główne drogi i wybrane budynki, gdzie możemy wejść, a cała reszta otoczenia to atrapa. Podobnie, jak we wspomnianych Driverach prawie 10 lat temu. Szkoda, ale klimat jakoś to ma. Podobają mi się śmieci poniewierające się po ulicach. Dodają fajnej atmosfery. Zachowany został cykl dnia i nocy, ale miasto we wszystkich porach prezentuje się raczej tylko poprawnie. Gameplay za to jest całkiem interesujący. O ile prowadzenie samochodów (których i tak na lekarstwo, maksymalnie 10 różnych typów - bieda) jest średnie, to kierowanie postacią zostało przemyślane. Nie tłuczemy tu tradycyjnie po przyciskach, ciosy zostały przypisane pod gałki analogowe. Taki zabieg dodaje naturalności i intuicyjności grze. Strzelanie również dobrze zrobione, ale nie będę się wdawał w szczegóły. Ogólnie sekcja gameplayu to spory plus, ocena pół oczka wyżej.

Przyznam, że nie skończyłem Ojca Chrzestnego. Zmęczył mnie po ponad 10 godzinach gry i pozostało mi kilka misji wątku fabularnego do końca. Ale jeśli się zaprzeć, to można się jeszcze trochę pobawić. Tu zawsze jest coś do roboty, kogoś zrzucić przypadkiem z dachu, zgarnąć pieniądze za ochronę. Ale najwięcej tu jest i tak monotonnego strzelania i przejmowania interesów, co robi się nudne po pewnym czasie. Ale te 10 godzin było nawet przyjemnie. Jeśli zapomni się na moment, że jest to adaptacja genialnej książki i trochę mniej genialnego filmu, można całkiem miło spędzić czas. Na plus zaliczę też całkiem dobrze zrealizowane tłumaczenie "na nasze". Nie zauważyłem rażących błędów, zdecydowana większość tekstu pisanego jest w naszym rodzimym języku.

Nie powiem, żebym jakoś szczególnie żałował zakupu, ale nie ukrywam, iż się zawiodłem całkiem poważnie. Jako element "uniwersum" The Godfather się nie sprawdza, jako sama gra w dobie GTA również nie robi wrażenia. Ale grało się miło, klimat tamtych lat, atmosfera porachunkó mafijnych jakoś została zachowana. No i miło, że można popatrzeć znów na te same twarze i posłuchać głosów aktorów. I powtórzę, że spodobała mi się sama idea bycia kimś z "zewntarz", kto dołącza do rodziny i pnie się powoli na sam szczyt. Gorzej tylko z realizacją. Ogółem jest lepiej niż średnio-dobrze.

Cyferki: 7,0



PS.
A dziś w nocy ukończyłem Okami. Mam nadzieję, że uda mi się w miare sybko coś napisać, a ciężko będzie opisać słowami piękno tej gry : ).
Avatar użytkownika
Gillian
Uber Big Boss
 
Posty: 8740
Dołączył(a): Wt maja 08, 07 22:30

Postprzez SALADYN » Pn lis 17, 08 19:35

AREA 51 (PS2)

Obrazek

Gra FPS którą pokrótce opisałem w osobnym temacie , teraz jestem już po jej ukończeniu i muszę przyznać iż mimo wad to jednak rozgrywka była przyjemna i nie żałuje wydanych na nią pieniędzy jak i spędzonego z nią czasu.

Przed wszystkim trzeba wspomnieć o jednej najważniejszej sprawie która bardzo zaniża ocenę , to już wszystko było , nie uświadczysz tu praktycznie żadnych nowych patentów czy konkretnych akcji .

Obrazek

Zacznijmy od fabuły , krótko i bez szczegółów infantylna i niczym nie zaskakująca.
Nasz bohater Ethan Cole i jego oddział do zwalczania zagrożenia biologicznego o nazwie HAZMAT zostaje wysłany z misją do słynnej wojskowej bazy w Nevadzie gdzie mamy pomóc w powstrzymaniu tajemniczej infekcji która jest skutkiem sabotażu jednego z badaczy.
Jak się później okazuje cała intryga kręci się wokół paktu obcych (szaraków) z ludźmi i wirusa który na ziemi produkują sobie obcy do walki z swoimi wrogami i przy okazji chcieli go wyprobować na ziemianach.

Obrazek

Grafika nie powala ale spełnia swoją rolę , w szczególności filtry którymi obłożono tą produkcję , bez nich mogłaby być kicha , ładnie się prezentują animacje CG szkoda że jest ich tak mało.
Na minus trzeba zaliczyć silnik gry , czasami gdy zabiłem jakiegoś mutanta ten wylatywał na dwa metry w górę i dopiero padał martwy a bynajmniej nie był to skutek działania broni tylko raczej kiepska fizyka.
Wspomniane bronie prezentują się nijako , przede wszystkim są to jakieś cuda z kosmosu a nie realna broń , poza tym kto to widział żeby można było trzymać na raz dwa shotguny lub karabiny a pistoletów już nie.

Obrazek

Naszymi przeciwnikami są głównie byli naukowcy lub żołnierze którzy wskutek zakażenia wirusem przeszli mutację i biegają sobie teraz niczym małpy w zoo , z tą różnicą że małpy nie potrafią używać karabinu , do tego dochodzą dziwne bańki przypominające meduzy , pełzające po podłodze robaki (przypominają facehugery z Aliena) , sklonowani i usprawnieni genetycznie przez obcych oddziały specjalne oraz wielkie bydlackie wytwory podziemnej fabryki szarych czyli projekt Theta z którymi walczymy tylko dwa razy w czasie gry a są produkowani masowo co widać w jednym z pomieszczeń.
Do tego na końcu trzeba zniszczyć reaktor unikając jego śmiercionośnych promieni choć spodziewałem sie jakiegoś konkretnego bossa.

Obrazek

Prowadzona przez nas postać w pewnym momencie również zostaje zarażona wirusem jednak dzięki pewnemu doktorkowi udaje nam się powstrzymać mutację.
Od tego momentu jednak możemy w dowolnym momencie przemienić się w hybrydę obcego i człowieka co czasami jest przydatne , tym stanie nasze życie powoli się regeneruje , załatwić przeciwnika możemy jednym szlagiem , wystrzelić zabójcze pasożyty z rąk lub spowolnić czas. Jednak nie ma róży bez kolców , w zamian nie możemy używać broni , przy trafieniach pasek życia szybko spada no i nie można pozostawać w fazie mutanta cały czas , chyba że będziemy mieli pod dostatkiem przeciwników do wyrżnięcia.

Obrazek

Dźwięk jest na dobrym poziomie , w końcu grę wydano w 2k5 a więc obsługuje ona tryb Dolby Digital , na plus można również zaliczyć voice acting w szczególności z powodu angażu kilku sław do produkcji , mamy więc Davida Duchovnego jako głównego bohatera czyli Ethana Cole'a , Powers Boothe (grał w Sin City Senatora , brata ześwirowanego biskupa) jako Major Bridges i na koniec Marilyn Manson jako Edgar , muszę przyznać że jego zachrypnięty głos świetnie pasuje do roli zdeformowanego ufoka.
Za to muzyki nawet nie pamiętam , nie wiem nawet czy grała ona w czasie zabawy a to coś o niej świadczy.

Obrazek <-- Edgar

Dużym minusem jest dość nużąca rozgrywka jak na tak krótką grę , licznik na końcu pokazał około 6h co również odbija się na ocenie końcowej zważywszy że przechodziłem ją tydzień z hakiem. Po skończeniu głównej linii fabularnej można się jeszcze pobawić w odkrywanie wszystkich akt i extra filmików które są dostępne po tym jak podczas gry zeskanujemy jakiś zaznaczony obiekt (są dość dobrze poukrywane szczególnie pod koniec) , no i jest jeszcze multi jednak nie oszukujmy się granie po sieci na PS2 mija się z celem a zabawa na splicie to relikt przeszłości.

Kończąc chce was poinformować że wydawca gry firma Midway udostępniła ten tytuł na PC do ściągnięcia za darmo z sieci także możecie wypróbować go samemu bez żadnych kosztów.

Mój werdykt to mocne 6 minus.

Trailer gry który jednak znacznie się różni od końcowego produktu , może jest to różnica wersji z poszczególnych wydań (PS2,Xbox,PC)

Obrazek
Avatar użytkownika
SALADYN
I was made to fight. I AM a gun
 
Posty: 10247
Dołączył(a): Cz maja 29, 08 09:53

Postprzez Gac666xx » Pn lis 17, 08 21:49

Owszem grafika różni się znacznie na PC.
What the frag ya lookin' at huh?
Gac666xx
Big Boss
 
Posty: 3036
Dołączył(a): So cze 09, 07 13:34

Postprzez SALADYN » Śr lis 19, 08 16:56

YAKUZA (Ryu Ga Gotoku)

Obrazek

Tym razem do czynienia mamy z Free Roamingiem , gra ta jest często porównywana do SHENMUE z DC czyli najdroższej produkcji Segi na konsole w tamtym okresie.
Podobieństwa są jednak znikome , poza ogólnym konceptem prowadzenia fabuły i niektórymi elementami gameplayu.

Obrazek

Fabuła jest zdecydowanie najmocniejszą stroną tej produkcji , ukazana nam w iście kinowym stylu i to w zgodzie z założeniami Alfreda Hitchcocka czyli najpierw trzęsienie ziemi a później napięcie powinno tylko rosnąć.
Historia rozpoczyna się w 1995 roku w fikcyjnej dzielnicy Tokio o nazwie Kamurocho , nasz bohater Kazuma Kiryu zwany "Smokiem Dojimy" jest najlepszym żołnierzem mafijnej rodziny Dojima która jest częścią klanu Tojo trzęsącego podziemnym światem Tokio.
Kazume po raz pierwszy widzimy stojącego z bronią w ręku nad ciałem Sohei Dojimy czyli kapitanem i głową swojej rodziny ( jego Oyabun czyli po prostu szef ) , po chwili do pokoju wpada policja i Kazuma trafia do paki.
Zabójstwo kogoś z swojej rodziny a w szczególności Oyabuna to największa z możliwych zbrodni przeciwko Yakuzie , krótko mówiąc Kazuma ma totalnie przerypane , jak się jednak okazuje okoliczności tego zdarzenia są trochę bardziej skomplikowane niż nam się to może wydawać.

Obrazek

Akcja przeskakuje kilkanaście godzin wstecz i zaczynamy grę , pomagamy naszemu podwładnemu Shinji'emu zebrać dług od jakiejś firmy , gość jednak nie chce oddać kasy więc rozpoczyna się walka która jest turtorialem i wyjaśnia nam po kolei jak walczyć a walczyć w tej grze będziemy bardzo często. Po wykonaniu zadania następuje kilka scenek , odnosimy odzyskaną kasę do właściciela i w końcu zostaje wyjaśniona zagadka dlaczego Kazuma zabił własnego Oyabuna , okazuje się że Dojima porwał przyjaciółkę Kazumy z dzieciństwa Yumi w wiadomym zamiaru , na ratunek ruszył już przyjaciel wspomnianej dwójki Akira Nishiki a gdy Kazuma dociera na miejsce Dojima już leży martwy zabity przez Akire. Bohater po prostu wziął na siebie winę zważywszy że Akira jest dla niego jak brat a dodatkowo ma chorą siostrę która może nie przeżyć następnej operacji.

Obrazek

Znowu kilka scenek na posterunku i w więzieniu po czym Kazuma zostaje wypuszczony na wolność , jak się okazuje po dziesięciu latach kiblowania wiele się zmieniło. Wszyscy mają telefony komórkowe inaczej się ubierają a przede wszystkim zmienił się układ sił w klanie Tojo , Nishiki założył własną rodzinę i po trupach stara się dostać na sam szczyt mafijnej drabiny , Yumi zniknęła bez śladu , do tego ktoś ukradł dziesięć bilionów yenów które należały do klanu Tojo i na dodatek został zamordowany przywódca klanu Masa Sera (wiem śmiesznie się gość nazywa).
Jak to świetnie określił Fuma Oyabun stary przyjaciel Kazumy "Cały ten bajzel tylko czekał na twoje wyjście z więzienia".
Te wszystkie wydarzenia są motorem napędzającym historię w Yakuzie , naszym zadaniem jest odnalezienie Yumi i skradzionych 10 bilionów yenów , dochodzi nam jeszcze opieka nad ośmioletnią dziewczynką Haruka która jest powiązana z całą aferą , testament Sery wyznaczający jego następce i motywy przemiany naszego przyjaciela w zimnokrwistego potwora.
Czyli mamy co robić.

Obrazek Obrazek

Poza głównym scenariuszem czas mogą nam umilić sporo mini gierek (bejsbol , automaty walka na arenie za pieniądze , podrywanie hostess w barze itp.) i sub-questów , niektóre z tych zadań pobocznych są proste i nic nie wnoszą do fabuły (np. złapanie kieszonkowca czy obrona baru przed zbirami) za to są cennym źródłem punktów doświadczenia i kasy a inne są bardziej rozwinięte nawet o własne cut scenki.
Często też stajemy przed wyborami które spowodują zaliczenie jednego questa na kilka sposobów , dobrym przykładem jest tu obrona pewnej laseczki przed napastującym ją pijakiem , można sprawę olać i dziewczyna zostanie zabrana a zadanie zaliczone , jeśli jej pomożemy i odstraszymy gościa ta zaprosi nas na drinka a tu mamy znowu wybór czy się napić z nią czy sobie odpuścić , jeśli konsekwentnie będziemy odmawiać to okaże się że w rzeczywistości chciała nas okraść a cała akcja była ukartowana (trzeba jednak wejść z nią do baru i zamówić drinka) jeśli wypijemy z dziewczyną kieliszek to obudzimy się po jakimś czasie bez kasy.
Po jednorazowym przejściu gry (jakieś 27h z połową sub-questów i całym głównym wątkiem) w menu pojawia się również opcja premium box gdzie możemy zagrać jeszcze raz ale tym razem zaliczamy tylko zadania poboczne , można powtórzyć wszystkie pojedynki na ocenę lub pod specjalnymi warunkami i obejrzeć wszystkie scenki z głównego scenariusza.
Szkoda tylko że wszystkie zadanie ostatecznie kończą się na bójce z bandą niedorozwojów.

Obrazek Obrazek

Wspomniana wyżej Walka stanowi sporą część gry , jest ona bardzo przyjemna i efektowna i niestety momentami zbyt łatwa , bardzo denerwujące są też loadingi które występują w przed walkami jak i scenkami , są skandalicznie długie jak na tak krótkie starcie.
W Yakuzie zastosowany został patent znany z gier JRPG czyli random encounters , otóż gdy spotkamy przeciwnika (trudno ich nie zauważyć , pochylony w charakterystyczny sposób i rozglądający się) ten nas zaczepia i zostajemy przeniesieni na jedną z przypisanych danej ulicy aren , tu musimy pokonać wszystkich przeciwników zanim będziemy mogli iść dalej. Na arenie często są porozkładane różne rzeczy które możemy użyć w starciu , połamanie komuś na głowie dziecięcego rowerku czy kraty po piwie wygląda naprawdę efektownie i kozacko , do tego możemy używać itemów z własnego inwentarza.

Obrazek Obrazek

System walki jest bardzo intuicyjny i prosty do opanowania , za zadawanie ciosów odpowiadają kwadrat z trójkątem , kółko służy do chwycenia przeciwnika a iks w połączeniu z namierzaniem (R1) za unik , do tego jest jeszcze taunt i blok kolejno pod L1 i L2. Jest też jeszcze HEAT MODE czyli specjalny pasek pod life barem który ładuje sie w miarę zadawania ciosów a umożliwia nam szczególnie brutalne i mocarne zagrania.
Jak już wspomniałem w czasie starcia i po wykonaniu questów naliczane są punkty doświadczenia które można rozdysponować pomiędzy trzy statystyki ducha , ciało i umysł , w miarę podwyższania się levelu tych trzech skilli do dyspozycji zostają nam oddane nowe ciosy , wzrasta nam energia , zadajemy większy damage lub dochądzą specjalne zdolności bojowe.
Później spotykamy również menela który okazuje się zapomnianym mistrzem sztuk walk i od niego również nauczymy się sporo nowych rzeczy. Podczas przechodzenia gry wyraźnie można odczuć rozwój naszego bohatera do miana prawdziwej maszyny stworzonej do walki. Jedyną wadą jaką zauważyłem w tym systemie jest brak cancela podczas zadawania ciosów.

Obrazek Obrazek

Soundtrack prezentuje się bardzo ciekawie , ostra muzyka bardzo fajnie brzmi podczas starć i z chęcią nabyłbym OST jeżeli tylko będzie można go gdzieś zakupić. Zresztą sami sprawdźcie KLIK .
Voice acting również stoi na wysokim poziomie , szkoda tylko że nie zsynchronizowano mowy z ruchem ust lub po prostu pozostawiono oryginalnych japońskich głosów do wyboru.

Grafika również prezentuje się nadzwyczaj ładnie , Kamurocho czyli dzielnica w której toczy się akcja jest dość rozległą miejscówką co najmniej cztery razy większa od Dobuity i doków z SHENMUE razem wzietych , zastrzeżenia można mieć tylko do przechodniów którzy przy większy zbliżeniu kamery na ulicy wyglądają dość paskudnie za to jest ich bardzo dużo no i nie da się zaciąć przy bliższym ich spotkaniu z Kazumą tak jak to miało miejsce w SHENMUE , kamera również nie sprawia większych kłopotów.

Obrazek Obrazek

Podsumowując gra wcale nie musi korzystać na legendzie SHENMUE , dużo część graczy zainteresowała się Yakuzą tylko dlatego że określano ja mianem duchowego spadkobiercy przygód Ryo , tymczasem moim zdaniem tytuł ten broni się sam i ma bardzo wiele do zaoferowania sam z siebie.

Moja ocena 9+ , była by dyszka gdyby nie wymienione wyżej mankamenty i nuda która potrafi sie wkraść przy entej walce z chuliganami.

P.S
Niedawno Sega w końcu zdecydowała sie na wypuszczenie drugiej części Yakuzy w europie po dwóch latach zwłoki od premiery w Japonii , tymczasem na 2009 rok zapowiedziana została trzecia część tym razem na PS3 (tu macie trailer ) , do tego trzeba również doliczyć spinoffa czyli "Ryu Ga Gotoku Kenzan " którego akcja dzieje się w XVII w. w epoce Edo (niestety gra ta nie wyszła póki co poza granice KKW) i film na podstawie pierwszej części (również tylko Japonia).

Obrazek
Avatar użytkownika
SALADYN
I was made to fight. I AM a gun
 
Posty: 10247
Dołączył(a): Cz maja 29, 08 09:53

Postprzez kotlet_schabowy » Cz lis 20, 08 00:37

Na początek nawiązanie do posta Saladina.

W sumie w większości zgadzam się z Twoją opinią. Osobiście trochę większy dystans miałem do takich motywów, jak opisałeś (misja z karetką), choć fanem uniwersum jestem. Co do gry, to, mimo monotonii, zaliczyłem ją na 100 %, był to jeszcze okres w moim "życiu Gracza", kiedy każdą grę masterowałem. Jednak, co warto dodać, po jej skończeniu praktycznie nie przyszła mi ochota na jej ponowne uruchomienie. Nietypowe, daje do myślenia trochę. No ale ok 40 godzinek "siadło". Na pewno nie jest to tak zła gierka, jak niektórzy piszą.

Ostatnio skończyłem :

Gun :
Obrazek

tak zwane "GTA na Dzikim Zachodzie". Grę miałem na dysku jakoś od czerwca, a skończyłem ją we wrześniu. Nie jest to jakaś rewelacja, ale przyznam, że miło się śmigało na koniu. Free roaming w tej grze dobrze się sprawdza, ale nie wykonałem nawet połowy pobocznych misji.
Gra, choć z 2005 roku, zalatuje niezłymi archaizmami. Graficznie średnio, fizyka miejscami beznadziejna, dużo kolizji obiektów, głupie błędy. Wkurzające momentami akcje. Ogólnie jednak ciekawie, na pewno odskocznia od dominujących klimatów. Dziki Zachód w grach to w sumie rzadkość.

Half Life 2 Episode 2 :
Obrazek

zakończenie dotychczasowej historii. Co tu ciekawego napisać : nadal genialny HL2. Grafika jeszcze lepsza, gameplay oczywiście na poziomie (choć trzeba zauważyć, że ten dodatek właściwie żadnej mocnej zmiany nie "proponuje"), no i to, co w serii lubię najbardziej, czyli klimat i fabuła : ciągle na bardzo wysokim poziomie. Zajawka na Episode 3, który jest na razie jedynie widmem, wzrosła jeszcze bardziej. HL2 mogę ogłosić jednym z najlepszych doświadczeń growych na PC.

Beyond Good and Evil :
Obrazek

gierka w jakimś sensie głośna, szczególnie wśród wyjadaczy. Zbierała bardzo dobre oceny, a podobno sprzedała się źle. Osobiście w okresie, kiedy się ukazała, odrzuciły mnie od niej opinie o krótkim czasie gry (ok 10 h). Teraz tyle to dla mnie w sam raz :).
Co tu dużo gadać, gra jest magiczna. Klimat jest świetny, trochę bajkowy/baśniowy, trochę futurystyczny, z pewnością nietypowy. BG&E to ogólnie rzecz biorąc przygodówka. Podejść tu, pozbierać to, wszystko z lekkim free roamingiem i poruszaniem się po wodnej krainie poduszkowcem. Miła jest różnorodność : raz się ścigamy, kiedy indziej skradamy (całkiem rozbudowany element), to znowu walczymy (niezbyt skomplikowane, ale przyjemne), no i robimy zdjęcia, ważne dla rozgrywki. Istotna sprawa to fabuła i postacie. Akcja ma miejsce na planecie Hillys, gdzie mieszkają sobie, obok homo sapiens, inne gatunki myślące, np świnie, nosorożce itd (trochę jak w Dragon Ball). Historyjka jest świetna, kręci się wokół ruchu oporu na planecie, plus nutka tajemnicy dotycząca przeszłości głównej bohaterki (akurat ten wątek średnio mnie wciągnął). Naprawdę dobra gra, z tych "ambitnych".
Avatar użytkownika
kotlet_schabowy
Zanzibar
 
Posty: 500
Dołączył(a): Pt lip 15, 05 16:10
Lokalizacja: Kraków : Nowa Huta

Postprzez Bizon » Cz lis 20, 08 18:48

Skoro o BG&E mowa, to ja wkleję tutaj swoja ostatnią notkę z gramsajtu:

Czasami bywa tak, że naprawdę rewelacyjne tytuły przechodzą niezauważenie i pamiętają o nich tylko nieliczni. Niestety, taki los spotkał Beyond Good & Evil.

Jak w skrócie opisać tą grę? Jest to połączenie wielu gatunków gier, które jednak nie cierpi z tego powodu na bycie "nie wiadomo czym". Trzeba zagrać by się przekonać. Mamy więc tutaj eksploracje, otwarty świat po którym poruszamy się dwoma pojazdami, rozwiązywanie zagadek, skradanie, robienie zdjęć i ogólnie... szukanie prawdy.

Główna bohaterka - Jade wraz ze swoim przyrodnim wujem Pey'jem (pół człowiekiem, pół knurem) wychowuje w latarni morskiej porzucone dzieci. Niestety, ich rodzima planeta zostaje zaatakowana przez kosmicznych najeźdźców, znanych jako DomZ. Przed inwazją planetę chroni jednak specjalna jednostka policji "Alpha Section". Wkrótce fotoreporterski talent Jade zostaje odkryty przez ruch oporu IRIS. Wtedy właśnie zaczynamy przenikać do tajnych baz sekcji Alpha, co prowadzi do odkrycia wielkiego spisku...



Scenariusz jest może prosty, ale dzięki świetnie wykreowanym postaciom nie można narzekać na nudę. Jade przyjdzie współpracować w czasie przygody nie tylko z knurowatym wujkiem, ale również z jednym z najlepszych agentów IRIS - Double H. Podwójne H nigdy nie rozstaje się ze swoim podręcznikiem "Carson & Peters". Ten zbiór paragrafów wg. których nalezy postepować jest przez niego często cytowany (traktuje go jak biblię), co może prowadzić do cholernie śmiesznych sytuacji. Moja ulubiona? Gdy nakazujemy Double H wywarzyć drzwi, ten zakłada na swoją głowę hełm i niczym byk rozwala przejście wykrzykując "CAAARRSON AND PEEETERS!". Długo pewnie też nie zapomnę wizyty w Mamago Garage prowadzonym przez... rusta nosorożce! Niestety kategoria wiekowa gry nie pozwoliła nawet na najmniejsze nawiązanie do "uchmi-buchmi" ;).

Jak już wspominałem gra miesza ze sobą wiele gatunków, jednak nie ma na co narzekać. Sterowanie pojazdami jest zrobione na tyle dobrze, że przyjemność sprawia branie udziału w wyścigach (jedne z misji pobocznych), robienie zdjęć faunie i florze to czysta przyjemność, walka choć nieco ograniczona, daje satysfakcję a arcade'owe skradanie jest zrealizowane dość podobnie jak w MGS2, więc nie ma co narzekać ;). Oczywiście wszystko to rozgrywa się w otwartm świecie, dzięki czemu w prawie każdej chwili możemy np. wpaśc do Bara Akuda, by pograć w jedną z przyjemnych minigierek, czy zakosztować hazardu. Oprócz pieniędzy, ważna walutą są też perły. To za nie zakupimy kolejne ulepszenia do pojazdów. Niestety, perły dośc cięzko zdobyć i tutaj pojawia się wielki plus free roamingu. Perły są poukrywane w świecie gry. Możemy je znaleźć w jaskiniach, wygrywać w wyścigach poduszkowców itp. Aha, zapomniałem też napisać, że za fotografowanie nowych gatunków zwierząt dostajemy mucho pesos. Stąd też co bardziej wytrwali gracze na pewno będą przemierzać świat gry w poszukiwaniu dotąd nie sfotografowanych okazów.

Jak widać piszę o tej grze w wielu superlatywach i wierzcie mi, że naprawdę trudno znaleźć tytuł który daje równie dużo satysfakcji, przy tym będąc równie prosty w obsłudze. Możecie tez sprawdzić opinie recenzentów. Oceny zazwyczaj nie schodzą poniżej 8/10. Skąd więc tak mała popularność? Jest na to wytłumaczenie. Gra pojawiła się w okresie świątecznym roku 2003. Bardzo dobrze pamiętam ten okres w świecie elektronicznej rozrywki (chociaż w tamtym czasie przebywałem w sanatorium w Rabce, to miałem stały dostęp do czasopism o grach). Jak zwykle przed światami mamy wysyp świetnych tytułów. Mimo iż BG&E jest aż tak dobre, przegrało konkurencję z druga częścią Max Payne, Worms 3D, czy odświeżoną wersją Prince of Persia. Gra nie znalazła nabywców zapewne z powodu nie wyrobionej marki. Wszyscy rzucili się na gry "po tytułach", a w tej rywalizacji świeżutkie Beyond Good & Evil nie miało szans. Nie mniej jest to pozycja którą polecam KAŻDEMU! Przegapiliście ją w 2003? Natychmiast to nadróbcie! Tym bardziej, że cena gry to około 20zł (mowa o wersji na ps2). Naprawdę warto.
https://www.youtube.com/user/BizonBlady
My mama said to get things done.
You'd better not mess with Major Tom...
Avatar użytkownika
Bizon
Rozwalił beton w drobny mak
 
Posty: 2045
Dołączył(a): Cz lut 23, 06 09:51

Postprzez Gillian » Pt gru 12, 08 01:21

[ Wysłany: Sob Lis 29, 08 21:20 ]


[ http://ja.gram.pl/twilitekid/30 ]

Hey, Furball!

Znów mam podobny problem. Ukończyłem tytuł, który mną poturbował i zabieram się kilka tygodni do napisania o nim kilku słów. I rzeczywiście będzie to kilka słów, gdyż w porównaniu z innymi tekstami, ten jest raczej skromny objętościowo. Bo w sumie nie lubię sypać samymi superlatywami :).

Obrazek

Z Okami miałem pewien problem. Na początku nie byłem chyba w stanie zrozumieć, o co w niej chodzi. Złe wrażenie zrobiła na mnie ogólna infantylność. Język, jakim posługują się niektóre postaci, zwłaszcza pewien nasz malutki kompan, odpychał mnie skutecznie. I nawet przepiękny design, grafika, muzyka niebyły w stanie zmienić mojego odbioru. Byłem, delikatnie mówiąc, zawiedziony. Nawet taki całkiem liniowy system rozgrywki, totalnie uproszczone elementy RPG, powodowały, że nie byłem w stanie usiąść do Okami na dłużej. A piszczące pseudo-głosiki bohaterów wcale nie pomagały.

Tak sobie męczyłem ten tytuł przez wakacje zrobiwszy może 15 godzin gry. Kiedy nastąpił przełom. Nawet nie wiem, co zmieniło moje nastawienie, który element. Może to takie momentalne objawienie? Odblokowanie? Świat Amaterasu wciągnął mnie na dobre. Następne 40 godzin minęły niezauważenie. Choć i tak nie zdobyłem wszystkiego i nie odkryłem tego, co było do odkrycia.

Ciężko mi podejść jakoś sensownie do podsumowania mojej przygody w tym baśniowym świecie. Powiem może, że gra się tak, iż myślisz sobie zachwycony jakimś genialnym elementem, że już nic cię nie zaskoczy. A tu nagle siup! Panowie z Clover znów czymś zmiażdżyli. Czy to piękny widoczek (nie zapomnę chyba nigdy zejścia pod wodę, ale nie zespojluję), czy jakaś dziwaczna akcja. Czy jeszcze dziwaczniejsza akcja :). Okami jest pełna niespodzianek! Gdy miną pierwsze rozczarowania, gra się z opadniętą szczeną ;). I do samego końca. A rozwiązanie właściwie głównego wątku, kiedy są podsuwane pewne odpowiedzi, kiedy człowiek sobie myśli "niee... to byłby jakiś total" i rzeczywiście - jest total... I już nie przeszkadza tak ta infantylność, lekka głupkowatość, naiwność, pozorna prostota rozgrywki. Można się przyzwyczaić. Taki urok tego ich świata.

Gra jest ogólnie łatwa, a nawet kiedy coś nie wychodzi, ułatwia jeszcze bardziej. Mi takie rozwiązanie się spodobało. Podróżuje się przez to całkiem bezstresowo, przyjemnie. W końcu jest się boginią, więc za trudno być nie powinno :). Nie będę się rozpisywał o niuansach rozgrywki, bo o pędzlu wie każdy. Powiem tylko, że ciekawych patentów mamy tu mnóstwo, czasami trzeba nieco pomyśleć, użyć odpowiedniej techniki, ale z reguły rozwiązania zaraz są podsuwane. Taki charakter gry i w sumie jej za to nie winię. Ogólnie jest bardzo przyjemnie i tak dość intuicyjnie. Napiszę jeszcze, jak te techniki rzeczywiście oddziałują na otoczenie! Niby jest to jakoś uproszczone, ale jeśli siedzimy sobie na liściu liliowym pływającym po wodzie i powiejemy wiaterkiem, to rzeczywiście popłyniemy. Wrażenia z pierwszych prób i zabaw z nowo odkrytymi technikami są wręcz nie do opisania :).

W pewnym momencie stwierdziłem, że pomimo różnic stylistycznych i tych gameplayowych, Okami przypomina mi Beyond Good & Evil. Może pod względem prowadzenia rozgrywki. Ale chyba najbardziej przez wzgląd na współczynnik genialności :). I ostatecznie stwierdziłem, że pomimo moich zachwytów nad BG&E, jednak Okami jest dla mnie lepsze. Choć to generalnie nie ma znaczenia. Grało się w przygody Białego Wilka znakomicie, pograłoby się nawet i dłużej, ale w pewnym momencie pojawił się cień znużenia i chciałem ją już skończyć. Aczkolwiek blisko 55 godzin to i tak wynik w pełni satysfakcjonujący. Kiedy inne gry nudzą po 10, Okami w tym czasie nie pokazuje nawet części swego prawdziwego oblicza, a mimo wszystko wciąga :).
Czego brakuje do ideału? No, jak już wspomniałem, początkowe niezrozumienie klimatu mnie trochę zmyło z tropu. Infantylny, naiwny klimat został do samego końca, ale okazało się, że pasuje do tego typu gry. Poza tym historyjka, pomimo tego, że bardzo wciągająca, przyjemna, wcale nie jest jakaś odkrywcza i wydaje się mocno przewidywalna. Ale to nie jest jakaś wielka wada. Ważne, że klimat powala, że zaskakuje na każdym kroku. A wspaniała oprawa dopełnia obrazu całości. Technicznie może grafika nie jest najwyższych lotów, ale design, filtry, kolorystyka zabija ;). Podobnie jest z muzyką, chwytliwe orientalne melodie budują idylliczną atmosferę gry. Sama muzyka miejscami przypominała mi utwory z obu części Shenmue. Podobne odczucie miałem przy okazji BG&E, a to coś musi znaczyć :). Szkoda tylko, że głosy postaci załamują. Ja wiem, że pełen dubbing to byłoby za wiele, ale chyba dało się te pipczące głosiki inaczej nagrać...

Ach na zakończenie powiem tylko tyle, iż jest to jeden z najlepszych tytułów, w jakie grałem w ostatnich latach i najlepszy od bardzo długiego czasu! Polecam :).

9,5


____________________
[ Dodano: Pią Gru 12, 08 00:14 ]


[ http://ja.gram.pl/twilitekid/32 ]

Happy Birthday to you...

Do Silent Hill 3 zbierałem się od czasu jej premiery, czyli już ponad 5 lat. W pewnym momencie zrezygnowałem, zapomniałem o niej. Jednak postanowiłem zaliczyć trzecią dużą odsłonę horroru po przypomnieniu sobie genialnej dwójki, która po raz kolejny ostatnio zrobiła na mnie piorunujące wrażenie.

Obrazek

Po fabularnym spinoffie w postaci chorej podróży Jamesa Sunderlanda, wracamy do wątku zapoczątkowanego przez rewelacyjny pierwowzór. Silent Hill wydana blisko 10 lat temu na PlayStation wgniotła mnie w fotel. Była przerażająca, klimatyczna, tajemnicza... Początkowo, zaraz po zaliczeniu dwójki, wciąż uważałem ją za tą lepszą (choć teraz sądzę inaczej). Absolutny klasyk, jedna z najwspanialszych gier wydanych na szaraka. Cieszyłem się z powodu powrotu do historii Harrego Masona, nawet mając na względzie opinie, jakoby trzecia część Silent Hill "zwolniła" pod względem fabularnych zawiłości, postawiła bardziej na akcję, utraciła nieco ze swej enigmatyczności, specyficznego klimatu.

Rzeczywiście, jakieś zmiany odczułem już na początku. Gra wrzuca nas w wir akcji, a niewiele "mówi". Potem dopiero dostajemy kilka wskazówek, nakierowujących nas na to, co się wokół dzieje. Wprawdzie poprzednio również nie byliśmy do końca świadomi wydarzeń, jakkolwiek miałem wrażenie, iż gra fabularnie rozwija się równomiernie. Tym razem byłem wręcz w szoku. Prawda - znów całość gameplayu opiera się na eksplorowaniu pomieszczeń, jednak teraz wydało mi się to niezmiernie męczące! Po początkowych fragmentach gry dostajemy jakieś fabularne wprowadzenie w postaci filmiku, wiemy co mamy robić. I robimy - około dwie-trzy godziny gry, prawie zupełnie bez popychania historii naprzód! Kilkukrotnie myślałem sobie, że jeszcze tylko ta lokacja, to pomieszczenie... Wyjdę na zewnątrz, do miasta, zobaczę jakiś filmik, fabuła zostanie popchnięta. Ale nie, trafiamy do kolejnego kompleksu, z którego musimy się wydostać. I tak kilka razy! Na ulice wyszedłem po ponad 3 godzinach czystego gameplayu! I dopiero WTEDY zaczęło się coś dziać. Szkoda, że nie długo, ale o tym za chwilę.

Obrazek

Zmęczyło mnie to potwornie. Zwłaszcza, że tym razem rzeczywiście gra stawia bardziej na akcję. Zagadki są prostsze, może nawet nie pod względem złożoności, ale jest ich mniej i są mniej tajemnicze, nie zapadają w pamięć. Poza tym ten sam schemat już zaczął męczyć - poszukaj kilku przedmiotów, złóż je w jedną całość, użyj, czasami użyj mózgu. Ale za samym faktem skupienia się na akcji, idzie coś jeszcze. Gra jest straszna. Przerażająca. To najstraszniejszy Silent Hill z tej trójki, w jaką miałem okazję grać. Kilka motywów zapamiętam na długo. Jak ten w pewnym pomieszczeniu z lustrem - chyba najbardziej przerażająca, szokująca scena, jaką widziałem gdziekolwiek. Chyba dlatego, że na dobrą sprawę interaktywna. Rzeczywiście tu można się wczuć w postać i bać się o jej zdrowie. Już nie wspominam nawet o tym, iż na psychikę zabójczo działa słaba widoczność, niepokojące dźwięki, bo to już silenthillowy standard. Tylko tym razem poprzeczka została podniesiona jeszcze wyżej.

Co boli szczególnie w tej grze to fakt, iż kiedy zacznie się coś dziać, dzieje się szybko i szybko się kończy. Za szybko. Mam wrażenie, że wspomniany wstęp zajął połowę czasu gry. A na pewno połowę czasu gameplayu (bo znów licznik wskazuje na czas spędzony na czystej rozgrywce, pomijając filmiki itp). Tak, Silent Hill 3 po obejrzeniu zakończenia wskazywał czas 5:31. Włączając filmiki, czas, który "straciłem" powtarzając kilka fragmentów po śmierci postaci, czytanie różnych wskazówek, materiałów i jakieś tam bieganie po inwentarzu (choć nie wiem czy to timer zliczał...) gra mogła mi zająć ponad siedem godzin, nie więcej niż osiem. Mało. Żałośnie mało, bym powiedział. Myślałem po tym "wstępie", że będzie to gra dłuższa, niż poprzedniczki. Takie powinny być rozsądne proporcje. Z drugiej strony powiem, że to dobrze dla nerwów, bo niby nie śpieszyłem się specjalnie z grą, ale bywało, że już nie mogłem wytrzymać napięcia i uciekałem, chciałem ją czym prędzej skończyć.

Obrazek

Ile jest Silent Hilla w Silent Hillu? Mam wrażenie, że za mało. Wręcz wydaje mi się, że klimat gdzieś czmychnął. Z jednej strony dobrze, że autorzy coś chcieli zmienić, ale jednak zmienili chyba nie tam gdzie trzeba. Bo tym razem nie pobiegamy za wiele po miasteczku. Brakowało mi tej charakterystycznej mgły, wszechobecnej pustki. Mamy praktycznie jedną, może dwie okazje by pobyć w otwartej przestrzeni przemieszczając się z jednej lokacji do innej. Więcej tym razem jest zamkniętych kompleksów, do których przechodzimy kolejno bezpośrednio. Szkoda też, że tych miejsc jest jakoś za mało, w dodatku powrócimy na dłużej w jedno znane z dwójki miejsce. Niby miło, ale szkoda, że wszystko wygląda tak samo. Natomiast rewelacją są małe "powroty" jedynki. Nie chcę spoilować, ale kilka elementów przywitałem z ogromnym uśmiechem. Przede wszystkim jeden, byłem w małym szoku, kiedy to zobaczyłem. Właśnie dla tych drobiazgów warto przejść trójkę po zagraniu w jedynkę. Bo fabułę można zrozumieć po przeczytaniu opisów. Klimatycznych powrotów się nie da. Zwłaszcza kiedy z pewnymi rzeczami wiąże się sentyment.

Jeśli już jestem przy fabule i całej tajemniczej, enigmatycznej otoczce serii. Twórcy lekko pokpili sprawę. Pisałem już o tym, że filmików tu mało. Generalnie treści jest mało. Wszystko wydaje się raczej oczywiste, wiemy jaki związek dana postać ma z całą historią. Bohaterowie wydają się nieco płytcy. Może to też kwestia tego, iż jest to powrót do tematyki kultów religijnych, omija się tu penetrację ludzkiej psychiki. W każdym razie zawiodłem się. Prawda - jest to kontynuacja jedynki, na szczęście nie miesza za bardzo w tamtej historii, nawiązuje po prostu. Nie odczułem, by obdzierała ją z jej tajemnicy. Ale kiedy każdy poprzedni Silent Hill wiązał się z godzinami przemyśleń, analizy różnych, wydawać by się mogło, niepasujących do siebie elementów, tutaj raczej wszystko jest jasne i niestety przewidywalne. Coś się popsuło. Chociaż mimo to historia jest wciągająca, ale już nie tak głęboka. Najbardziej boli mnie to, że bohaterowie nie są już tak tajemniczy, Silent Hille z reguły kojarzyły mi się ze świetnie wykreowanymi postaciami. Choć tu też mamy dość chłodnego Douglasa, któremu nie wiadomo co chodzi po głowie, lekko niezrównoważonego Vincenta czy fanatyczkę Claudię. Ale od początku już wiemy jakie te postaci będą. Brak mi tu takich postaci jak Lisa, Laura, Angela czy choćby sympatyczna Cybil (a właśnie, dlaczego najciekawsze w Silent Hillach są postaci kobiece? dobry temat na wpis :) ). W tym przedstawieniu główną rolę odgrywa Heather i to na niej skupia się cała uwaga.

Obrazek

Jeszcze wspomnę nieco o oprawie. Cały świat podniecał się grafiką. A ja powiem, że mając na półce świeżo zakupionego X360, wracałem do SH3 bez żadnych zgrzytów. Cieniowanie obiektów, gra świateł i cieni - najwyższy peesdwójkowy poziom i absolutna czołówka. Poza tym ten Silent Hill jest dużo bardziej kolorowy. Wprawdzie te kolory nie psują klimatu, nadal jest brudno i obleśnie, ale zdarza się, że coś jest nieco bardziej zielone czy pomarańczowe, a mniej szaro-bure :). To chyba dobrze, nie uznaję tego za czynnik burzący ciemną atmosferę. Modele postaci to również najwyższa półka. Rewelacja, dbałość o szczegóły poraża, a wygląd włosów jest o wiele bardziej realistyczny niż w takim Mass Effect! Poza tym zauważyłem, że zniknęły prerenderowane wstawki. Silnik graficzny poradził sobie z oddaniem pozawerbalnych wyrazów emocji bohaterów. Jest paskudnie i pięknie paskudnie, obleśnie, ale na jeszcze wyższym poziomie, niż wcześniej. Otoczenie sprawia wrażenie, jakby tkliło się w nich życie, rzeczy martwe obrastają niczym żywym ciałem. Daje to nieziemski efekt!
Muzyka znów stoi na wysokim poziomie, wiele chorych ambientowych, noisowych motywów powtarza się na dobrą sprawę z poprzednich odsłon, dostaliśmy nawet swoisty remake głównego motywu jedynki. Na uwagę zasługuje fakt, iż pojawiają s ię wokale w kilku utworach! I w ogóle nie przeszkadzają, nie gryzą się, znakomicie uzupełniają same instrumentarium, które tym razem zdaje się podążać nieco w stronę trip-hopowych klimatów. Jestem za ;). Głosy postaci znów brzmią tak, jak powinny, nieraz nienaturalnie sztucznie, ale pasuje mi to do silenthillowej atmosfery. Brzydkie już nieco i trochę archaiczne są niektóre dźwięki, jak odgłos tupania, pluski wody i inne tego typu. Jednak cała oprawa dźwiękowa po raz kolejny zachwyca.

Jak ja mogę podsumować Silent Hill 3? Mimo całego genialnie zrealizowanego straszenia, mimo stojącej na najwyższym poziomie prezentacji, mimo nawiązań fabularnych do jedynki, nie jest to godny następca dwóch poprzednich odsłon serii. Niestety. To nie ten poziom. Może to te kwestia, że w sumie po raz trzeci dostajemy to samo, że zmiany zaszły nie tam gdzie trzeba. Mniej tu myślenia, więcej akcji, przy zachowaniu tej samej, identycznej mechaniki gry. To trzeba było zmienić. Ucierpiał klimat, ucierpiała silenthillowa głębia. Kiedy tamte gry się naprawdę przeżywało, trawiło się długo po ukończeniu, kiedy siadały na psychice, ta okazuje się "tylko" bardzo strasznym horrorem z nienaiwną, spójną, ale dość przewidywalną fabułą. Świetna gra, ale mimo wszystko gra. Krótka gra. Bardziej gra, aniżeli powalająca historia. A po czwórkę nieprędko sięgnę. O ile w ogóle sięgnę.

8,0
Avatar użytkownika
Gillian
Uber Big Boss
 
Posty: 8740
Dołączył(a): Wt maja 08, 07 22:30

Postprzez Operator » So gru 20, 08 17:53

Przeszedłem wczoraj 2 epizod HL2. Recenzji pisać nie umiem ale podzielę się wrażeniami. Co mi się podobało? Osobny system zasilania latarki, animacja krwi żołnierzy, lwich mrówek, hunterów, samochód i co można było z nim robić. UWAGA SPOILER! [hide]Nie podobał mi się fakt, że Eli V. zginął. Szkoda, bardzo ciekawa postać (przynajmniej ja tak myślę)[/hide]
Zestaw broni ten sam, dog też jest. Polecam każdemu kto mniej więcej wie o co chodzi i lubi tą serię.
Avatar użytkownika
Operator
Laughing Octopus
 
Posty: 916
Dołączył(a): Śr sie 20, 08 15:08
Lokalizacja: Vault 13
Gram: USOSweb

Postprzez SALADYN » Pn sty 05, 09 22:53

DEVIL MAY CRY 2

ObrazekObrazek

Gra przez wielu uznawana za najgorszą część serii , po wspaniałej , odkrywczej i nowatorskiej części pierwszej dostajemy produkt odtwórczy , schematyczny , jadący na sławie poprzedniczki.
Takie opinie słyszałem po premierze , przyznam że zniechęciły mnie one do zagrania jednak nie można ominąć żadnej części jeśli ma sie zamiar zaliczyć całą serię.

ObrazekObrazek

Zacznijmy od fabuły , ... , hmm i to właściwie było by na tyle na ten temat , skrótowo debilna i bez jakichkolwiek konsekwencji , całkowicie rozłożyły mnie ckliwe momenty pod koniec gry wrzucone na siłę , po prostu Dante nagle sie pojawia i ratuje świat przed potężnym demonem.
Pomaga nam w tym piękna Lucia która okazuje się mieć wiele wspólnego z Dante (demony i te sprawy) przyjdzie nam również nią sterować po ukończeniu wszystkich misji blondasa.

ObrazekObrazek

Grafika wyraźnie się poprawiła względem jedynki jednak sam design lokacji nie zachwyca , większość jest po prostu do siebie podobna i po pewnym czasie wkrada sie monotonia.
Podobnie jest z przeciwnikami jedni wypadli zadowalająco a inni kiepsko , wrażenie zrobił na mnie boss wychodzący ze ściany wieżowca szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę rozmiary , natomiast małpopodobne kreatury , szkielety w zbroi czy czymś podobnym i małe przypominające kupidyny latające demony wręcz zniesmaczyły (gusta guściki).

ObrazekObrazek

Sam Dante wygląda lepiej , wyraźnie również poprawiono animacje ruchów , ciosów i uników które zastąpiły zwykłe odskakiwanie. Samych ciosów wyraźnie ubyło ale powodem takiego stanu rzeczy jest obecność mniej zróżnicowanej broni białej na którą składają się same miecze , nie można również kupować nowych ruchów co najwyżej levelować bronie i dodawać różne amulety zmieniające właściwości broni (zamrażanie , podpalanie).
Za to oddano nam więcej broni palnej do dyspozycji że wspomnę tylko o Stingerze i dwóch pistoletach maszynowych , do tego Shotgun oraz Ebony i Ivory.
Arsenał Lucii poza mieczami to sztylety kunai , małe bombki , specjalne igły do rzucania i spluwa do strzelania pod wodą , ta postać w ogóle nieprzypadła mi do gustu , wciąż miałem wrażenie że ona również jest wrzucona na siłę.

ObrazekObrazek

Muzyka ujdzie , nie przeszkadza podczas zabawy co niewątpliwie jest jakąś zaletą ale też nie da sie jej zapamiętać czy chociaż miło wspominać , odgłosy wszelakich broni też spełniają należycie swoją rolę.

Gra nie jest tak słaba jak niektórzy twierdzą , w końcu dostajemy to samo tylko lepsze , mimo tego po pewnym czasie wkrada się monotonia i miałem już dość w szczególności gdy okazało się na drugiej płycie czeka mnie to samo tylko z trochę innej perspektywy i z inną postacią.
Dla wytrwałych jest jeszcze przechodzenie misji na hard i nabijanie orbów w specjalnej wieży z różnymi kombinacjami przeciwników , orby te można później spożytkować podczas misji do podniesienia levelu broni.

Końcowa ocena mocne 8-

Trailer 1
Trailer 2
Trailer 3
Japońska reklama
Avatar użytkownika
SALADYN
I was made to fight. I AM a gun
 
Posty: 10247
Dołączył(a): Cz maja 29, 08 09:53

Postprzez Operator » Cz lut 19, 09 20:21

Około dziesięciu minut temu przeszedłem Kingdom Herats II, 28 godzin znikło bezpowrotnie z mojego życia. I teraz pytanie: warto było? Tak, warto! Nie będę się tutaj rozpisywał, ponieważ niestety nie umiem pisać recenzji gier. CGI na końcu było bardzo ładnie wykonane, żałuję, że nie ma (UWAGA! DLA NIEKTÓRYCH, KTÓRZY NIE GRALI W CHAIN OF MEMORIES MOŻE BYĆ TO SPOILER!)
Kod: Zaznacz cały
czegoś w stylu reverse/rebrith jak w przypadku 2 (chronologicznej) części na GBA


KONIEC SPOILERÓW
No, szczerze polecam tą pozycję zarówno dla tych co grali wcześniej w KH (lub KH:CoM) i dla tych co jeszcze nie grali.
Avatar użytkownika
Operator
Laughing Octopus
 
Posty: 916
Dołączył(a): Śr sie 20, 08 15:08
Lokalizacja: Vault 13
Gram: USOSweb

Postprzez Gillian » Cz lut 19, 09 22:35

A ja wczoraj skończyłem nareszcie Mass Effect. Na dłuższy tekst trzeba poczekać, żeby mi się wszystko w głowie poukładało.

Jakkolwiek jestem od wrażeniem. Knights of the Old Republic to nie jest, ale i tak robi piorunujące wrażenie. Pisałem już o tym, jak niesamowicie podoba mi się ten wykreowany świat. Większość faktów jest tak świetnie udokumentowana, wydarzenia są podane w taki sposób, iż niemal byłem w stanie uwierzyć, że rzeczywiście taka czeka nas przyszłość czy też w takim (wszech)świecie żyjemy. Totalne oderwanie od rzeczywistości. I to jest moim zdaniem największy plus tej gry.

Narzekano na długość. Ja skończyłem z czasem około 42 godzin. Wiem, że się sporo włóczyłem, wracałem w kilka miejsc, ale i tak wszystkiego nie zrobiłem (olałem zbieranie minerałów, nie miałem już sił), poza tym nie udało mi się zrobić też conajmniej jednej misji w niezbadanych światach. I przyznam, że mimo wszystko gra jest krótka. Bo głównego wątku jest akurat na niecałe pół tego czasu, jaki spędziłem z grą (za jakiś czas spróbuję przejśc całość nie ruszając w ogóle Uncharted Worlds). I rzeczywiście, chciałoby się, żeby był jeszcze conajmniej jeden tak złożony świat, jak Cytadela, gdzie można było przesiedzieć kilkanaście godzin i ciągle coś robić. Pozostałe planety to już po prostu misje - robi się je i kończy (choć sporo posiedziałem na Noverii).

Cieszy mnie też interakcja ze współtowarzyszami. W sumie dobrze, że można z nimi poważnie pogadać jedynie na Normandii (inaczej niż w KotOR, gdzie w każdym miejscu można było rozpocząć dyskusję), bo ciężko sobie wyobrazić "życiowe" rozmowy w akcji - choć na Cytadeli mogło być kilka okazji na dłuższe rozmowy. Fajnie, że w tych rozmowach rzeczywiście widać, iż wybór "klasy" postaci ma znaczenie. Z kilkoma osobami naprawdę się zżyłem i w pewnym momencie (nie będę spojlerował) rzeczywiście miałem doła. To również wielki plus. Choć mimo wszystko mam wrażenie, że ten element jest biedniejszy niż w KotORze.

Apropo systemu rozmów, rozwoju postaci, etc, powiem tylko, iż podobało mi się takie filmowe rozwiązanie sprawy. Choć teraz wszystko jest nieco zbyt oczywiste. Wiadomo, jak toczy się rozmowa, która odpowiedź jest ewidentnie "dobra", która "zła" i która neutralna. Ponadto używając negocjacyjnych opcji, zawsze nam się uda kogoś jakoś przekonać. W KotORze natomiast była ta niepewność, niektóre postaci nie dały się nabrać na nasz urok, manipulacje mocą itp. Poza tym należało dość sprawnie ważyć słowa, tu jest nieco inaczej. Aczkolwiek nie mam jakichś większych wyrzutów w tej sprawie. Rozwój postaci też biedniutki, ale na wstępie uznałem, że to i tak taki action-RPG i na głębię w tej dziedzinie nie ma co liczyć - i dobrze dla mnie, bo sam nie przepadam za tymi rpgowymi statystykami (choć znów - system z KotORa był dla mnie idealny).

Trochę zawiodło mnie zakończenie. Owszem fabularnie było świetne, obrót wydarzeń niespodziewany, nic na siłę, dla mnie wszystko ułożyło się sensownie i tak, że znów - byłem w stanie w to wszystko uwierzyć i wręcz mogę założyć, że rzeczywiście taka historia jak najbardziej ma duże szanse się wydarzyć w nieokreślonej przyszłości. Aczkolwiek sama końcówka jakaś była dla mnie za szybka. Zawiodła ostatnia planeta, gdy na nią ruszałem, miałem niewiele ponad 40h i liczyłem na conajmniej jeszcze kilka, a wszystko skończyło się w 1,5 godzinki. Ale mimo wszystko właściwa końcówka była taka, jaka miała być - efekciarska, dość podniosła.

Pff... i tak zrobił się spory tekst. Aczkolwiek nie powiedziałem wszystkiego, także za jakiś czas wrzucę notkę na gramsajcie. Po tym, jak napiszę coś o The Longest Journey, którą to skończyłem też niedawno i która również zrobiła bardzo dobre wrażenie. Grałem w to kilka miesięcy co jakiś czas po kilka godzin. Dla mnie świetny układ, a bywały momenty, że w nic innego nie chciałem grać, tylko zrelaksować się i nieco pomyśleć. A prawda jest taka, że to pierwsza klasyczna przygodówka p'n'c, jaką przeszedłem w całości (wiem, lama jestem, ale cóż poradzić, skoro pecet u mnie w domu pojawił się po czasach największego rozkwitu tego gatunku i kiedy dwie konsole stały pod tv). I mało mi. Poluję teraz na Blade Runnera i Syberie. Znów będę w to pewnie grał pół roku, ale zupełnie mi to nie przeszadza : ).

Niedawno skończyłem też Splinter Cell: Double Agent na PS2, więcej tutaj: http://ja.gram.pl/twilitekid/35
Avatar użytkownika
Gillian
Uber Big Boss
 
Posty: 8740
Dołączył(a): Wt maja 08, 07 22:30

Postprzez SaladinAI » Pt lut 20, 09 13:00

rzeczywiście, chciałoby się, żeby był jeszcze conajmniej jeden tak złożony świat, jak Cytadela


Miałem identyczne odczucia. Ostatecznie lokacji w charakterze miejskim mamy tu raptem dwie. Narzekałem swego czasu na FF XII które posiadało niezbyt duże i ograniczone loadingami miasta, a tych okazało się być więcej niż w takim Mass Effect mimo wszystko.

Co do historii to miałem tutaj ten zawód że jedynka to w zasadzie prolog. Zważ na to że nie odwiedzamy jakiekolwiek rodzimej planety innej rasy. Gdyby twórcy zdecydowali się na czas gry ala dany Final, to mielibyśmy całą trylogię w jednej grze, a tak pozostaje pewien niedosyt względem reszty świata. Na przyszłość miast 38 planet, wolę kilka w stylu Cytadeli.
To swego rodzaju błędne kolo: roboty tworzące inne roboty
Avatar użytkownika
SaladinAI
Cipher watches all
 
Posty: 7022
Dołączył(a): N maja 14, 06 12:35

Postprzez Gillian » Pt lut 20, 09 13:17

Popieram w pełni. No ale Mass Effect był planowany jako trylogia (teraz EA po przejęciu Bioware chce zrobić z tego regularną serię), więc tak czy inaczej jedynka to taki prolog. Kończy się, kiedy niby powinna się zacząć. Ja nie mam jakichś większych zastrzeżeń, tak miało być i tak jest. Ale mam nadzieję, że dwójka rozwinie skrzydła i dostaniemy jakąś odbudowaną cytadelę i inne planety. Mam nadzieje też, że odwiedzimy też nasz układ słoneczny ([spoiler]bo Księżyc to za mało : )[/spoiler]).
Avatar użytkownika
Gillian
Uber Big Boss
 
Posty: 8740
Dołączył(a): Wt maja 08, 07 22:30

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Gry i Konsole

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość

cron