Pastwicie się nade mną

. A tak na poważnie... Wychodzę z założenia, że sztukę można zauważyć w każdej dziedzinie. Sztuka jako kwintesencja i skupisko wszystkiego, co się w danej dziedzinie ceni. Tak jest z malarstwem, literaturą itp. Nawet w tworzeniu domków z kart można doszukać się sztuki. Zatem dlaczego w grach nie? W czym gra jest gorsza od filmu czy książki?
Metal Gear Solid jest sztuką ze względu na swą złożoność, piękne połączenie wszystkiego co się w grach ceni - muzyki, fabuły, postaci, grywalności, wszystkiego! To epicka historia, którą możemy przeżyć sami wczuwając się w bohatera i sterując jego poczynaniami.
Tak samo Final Fantasy, choćby X czy VII. Wspaniała, wielowątkowa historia z połączeniem w/w elementów. Grając w takie gry przeżywa się coś więcej, coś, czego jakaś pierwsza lepsza gra nam nie da. Jeżeli tego nie czujecie - wasza strata. Ja czuję niezwykłą magię i coś, czego nie umiem opisać, grając w (a raczej przeżywając) MGS czy FF. Są wśród was tacy, co zawahali się przed zabiciem The Boss. Są wśród was tacy, którzy rozpaczali po śmierci Meryl czy zadumali się po śmierci Sniper Wolf. Są wśród was tacy, którzy patrzyli z niesmakiem, jak Big Bossem i Snake'em wszyscy manipulują. Jak walczą oni z systemem i rządem, którzy są wobec nich nie fair. Jak Tidus robi wszystko, by uratować Yunę od niechybnej śmierci. Jak Cloud szuka swego "ja" w odmętach świadomości.
Czy jak namaluję babkę, która dziwnie się uśmiecha to będzie to sztuka? Nie bardzo. A Mona Liza jest. Co ją wyróżnia wśród bazgrołów?
A w konsekwencji, czyż MGS i FF nie wyróżniają się wśród gier?
A co najważniejsze:
twilite kid napisał(a):Cała ta gadka to przerzucanie się subiektywnymi odczuciami.
To jest jedyna słuszna puenta tej dysputy. To co dla jednego jest sztuką, dla drugiego nie jest. Jeden zachwyci się nad Moną Lizą, ja nic w niej ciekawego nie widzę. Ktoś powie, że "Dziady" to sztuka, ja powiem, że jest do niczego, bo ta martyrologia to porażka. Ktoś powie, że gry nie są sztuką. Ja mówię, że są. Finito.