Starając się jakoś zdefiniować to co dzieje się podczas akcji w Snake Eaterze, pozornie łatwo o jasne i zrozumiałe określenia. To w końcu dramat szpiegowski w najlepszym wydaniu. Można pokusić się jednak o alternatywne podejście. Dzieło Kojimy można postrzegać także w odniesieniu do gatunkowej klasyki srebrnego ekranu jakim jest western. Aczkolwiek ciężko porównać zmagania amerykańskiego szpiega w radzieckiej dżungli z mniej lub bardziej gorszącymi występami przestępców z Dzikiego Zachodu, to jednak takie porównanie jest możliwe.
Na prowadzenie wysuwa się element pojedynków, znany dobrze z tego typu produkcji. Zresztą Kojima wprost nawiązuje do starć rewolwerowców, czego fundamentalnym reprezentantem jest postać Ocelota. Żołnierz jest tutaj sam wielbicielem amerykańskich westernów, jego techniki strzelania mają swoje korzenie w tamtych zachowaniach, w końcu podkuszony przez Węża sam używa klasycznej dla kowboi broni. Do tego pojedynki, na wypalonym polu, charakterystyczne ujęcia i sceneria, spotkania twarzą w twarz stanowią typowe odwzorowanie walk znanych z filmów.
Protagonista po części wykreowany jest na na postaci Człowieka Bez Imienia, znanego z produkcji Sergia Leone. W końcu Snake sam mówi o sobie że nie ma imienia, co można uznać za odniesienie do wspomnianej klasyki. Główny motyw będący rdzeniem fabuły, w obydwu przypadkach jest banalny: chodzi o złoto. W celu zdobycia pokaźnej sumy walczą ze sobą grupy o czysto egoistycznych pobudkach. Zaś kierunkiem w którym zmierzają wszyscy jest lokalny fort, tutaj pod postacią fortecy Groznyj Grad, zarządzanej zresztą przez miejscowego bandytę lub odpowiednika chciwego szeryfa - to wręcz typowa gorączka złota. Do tego nieustanne zmagania z wrogim środowiskiem, dominują tutaj przede wszystkich miejsce odosobnione, izolacja, dzikie otoczenie z dala od cywilizacji.
Dość powiedzieć że dla twórcy, główną inspiracją przy konstruowaniu serii był surrealistyczny western El Topo, którego założenia mogą wydać się fanom znajome.