przez Hal » Śr lip 18, 07 03:20
Bossowie w Metal Gear Solid 3 nijacy? Nigdy nie zgodzę się z tą opinią. Owszem, można mieć pretensję, iż niektórzy z nich nie zostali dookreśleni, a jedynie subtelnie zarysowano ich sylwetki psychologiczne; na pewno jednak nie określiłbym tego nijakością. Myślę, że taki charakter bossów w Snake Eater jest wyrazem poszukiwań Kojimy; próbą znalezienia "złotego środka" (osiągniętego przecież przy okazji MGS1).
Bossowie w MGS3 są inni, specyficzni, pasujący do świata gry. Nijacy? Czy The End, The Sorrow, Ocelot, Volgin i The Boss pod względem charakterologicznym byli nijacy? Śmiem wątpić. Odstają od tej grupy zdecydowanie The Fury, The Fear i zwłaszcza The Pain, ale choć kiepsko przedstawieni jako ludzie, odrabiają z nawiązką w klimatycznych, trzymających w napięciu pojedynkach.
Bossowie w Snake Eater są niepokojący, tak bym to określił. Wybuchają po przegranym starci i nawet sam Sigint wyczuwa, że jest to coś znaczniej więcej niż detonacja zamontowanej w ich ciele bomby. To powrót do rządzących nimi w czasie życia namiętności (stąd po starciach kolejno szerszenie, strzały, płomienie itd.). W moim odczuciu są oni duchami przeszłości, cieniami czasów minionych, alegorycznym przedstawieniem dawnej świetności jednostki Cobra.
Przeczytałem setki książek, po to tylko by zrozumieć, że wcale ich nie potrzebuję